W Międzynarodowym Dniu Walki z Homofobią (17 maja) wracam myślami do Dnia Geja (15 maja). W tym dniu minęły równo 3 miesiące odkąd pierwszy raz przyznałem się przed sobą, że jestem gejem. To wtedy nieśmiało zacząłem ten blog. Nie wiedziałem, co z nim pocznę, czy będę pisał dalej. Czułem tylko, że samotność nie jest moim powołaniem. Dopiero po trzech kolejnych tygodniach z trudem napisałem kolejny post, a potem następny, i następny, i następne...
Zacząłem powoli rozwiązywać mój "problem" z homoseksualizmem. Zrozumiałem, że "problemem" wcale nie jest sama orientacja, lecz jej negowanie i wypieranie z mojego życia. Na blogu zacząłem poruszać różne tematy dotąd skrywane w sercu i duszy. Zacząłem czytać i komentować inne blogi o życiu, w tym o życiu Gejów. Początkowo starałem się czytać wszystko chronologicznie, od Waszych internetowych początków...
Po kilku takich blogowych lekturach... wysiadam. Do współodczuwania cudzych przeżyć przyzwyczajony jestem, ale już porównywanie mojego życia z Waszym jest dla mnie zbyt bolesne. To są długie lata Waszego pięknego życia i mojego żałosnego niebycia. Gdy Wy byliście, mnie jakoby nie było. Szczerze żałuję i przepraszam, że tak długo ukrywałem się przed Ludźmi i samym sobą. Oczywiście, byłbym nieuczciwy utrzymując, że w tym czasie nie przeżyłem niczego istotnego. Przeciwnie, w moim życiu też zadziało się mnóstwo wspaniałych oraz kilka tragicznych rzeczy. Moje życie wydawało się mieć sens, jednak czegoś, kogoś brakowało. Dzisiaj blogi staram się czytać na bieżąco, ale prześledzić najciekawszych od początku na razie nie potrafię, choć chciałbym.
Przez te trzy miesiące dużo się zmieniło w moim życiu. Zaakceptowałem niepodważalny fakt, że jestem gejem. Wirtualnie poznałem wspaniałych Ludzi. Jestem gotów przyznać się do mojej orientacji seksualnej twarzą w twarz przed niektórymi moimi znajomymi, a nawet niektórymi krewnymi, choć na razie do tego nie doszło. Zmieniam się w środku, zmieniam się na zewnątrz (trzy osoby powiedziały już "stop", ale to nie koniec). Próbuję wyzbywać się niektórych kompleksów. Nie czuję tego czasu, że to tylko tyle; dla mnie jakby minął rok...
Co więcej, niedawno przed Jednym z Was nieoczekiwanie... ujawniłem się, choć tylko wirtualnie, choć Go nie znam, choć sam jest przecież niezwykły. Nie planowałem nic z tego, co się stało. Byłem przeświadczony, że powinienem bezinteresownie coś zrobić, ale wpierw musiałem się przełamać (dalej nie czuję się z tym komfortowo, przepraszam!). Na koniec dodałem coś, przez co może się dowiedzieć o mnie wszystko. To wciąż jedyna Osoba, która wie. W tym sensie, nieodwołalnie odgiąłem pierwszy palec własnej ręki...
Jednak największego piętna nie wywieramy zaskakując i odkrywając samych siebie, lecz gdy zaskakuje nas ktoś inny: raz, drugi, trzeci... aż traci się rachubę.
Tyler Ward (pianino: Kurt Schneider), The Hardest Thing, 2011
dobrze, że jesteś! dziękuję za każde słowo...
OdpowiedzUsuńpisz i otwieraj ludziom oczy...
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńPierwej musiałem sam otworzyć własne oczy, ale czy teraz ktokolwiek zechce otworzyć swoje, gdy nawet nie chce słuchać?
Mimo wszystko powiało optymizmem, że zmierzasz we właściwą stronę i w sowim własnym tempie, tak trzymać! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co prawda, na ile tempo jest moje, a na ile jedynie płynę z prądem (poddaję się biegowi wydarzeń); czy wystarczy co jakiś czas samemu przyspieszyć/ukierunkować wiosłem. Dzięki :)
UsuńNo to jak już płyniesz to płyń! A co :)
UsuńA dobre wiosło można zrobić zawsze w razie potrzeby z rożnych niemal przypadkowych rzeczy i tez jest dobrze :D
"To są długie lata Waszego pięknego życia" - to mnie rozbawiło do łez. Raczej gorzkich łez. ;-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - nie daj się z niej zepchnąć. :-)
Mocno stąpam po ziemi, więc zepchnąć mnie nie łatwo :) Na rzucanie ryżem jeszcze przyjdzie czas, ale już dziękuję :D
Usuń"porównywanie mojego życia z Waszym jest dla mnie zbyt bolesne. To są długie lata Waszego pięknego życia i mojego żałosnego niebycia"...
OdpowiedzUsuńJeśli to Cię "pocieszy", to wśród Twoich (od niedawna) czytelników są także inne przypadki, pogrążone w jeszcze większym "niebycie". Mam 31 lat, od 10. roku życia byłem przez rówieśników wyzywany od "pedałów" i "lalusiów" - nie rozumiałem w pełni znaczenia tych słów i nie wiedziałem, co jest ich powodem. Efektem jednak było moje coraz większe izolowanie się od innych ludzi, strach przed wychodzeniem z domu i spotykaniem się z nimi; nic mnie zresztą z nimi nie łączyło, nie podzielałem ich pasji i rozrywek. Lata szkolne, licealne i studia przeżyłem bez doświadczenia przyjaźni, wspólnych zabaw, wakacji, imprez itp.
Co najgorsze, wychowywałem się bez jakiejkolwiek wiedzy o sprawach płci, cielesności, seksualności, nie zapewniła mi tego szkoła ani rodzice, sam też nic nie odczuwałem - nie wiedziałem, że odczuwać powinienem. Aż wstyd przyznać, jak wielka była moja ignorancja - tak nieprawidłowo postępujący (o ile w ogóle nastąpił) okres dojrzewania wypaczył pewne aspekty mojej psychiki i fizjologii, zrodził szereg lęków i kompleksów, które dopiero niedawno sobie uświadomiłem i z którymi nie potrafię się uporać.
Mając dwadzieścia parę lat zauważyłem, że podobają mi się twarze niektórych chłopców; dopiero w wieku 27 lat po raz pierwszy zapoznałem się z homoseksualną erotyką - wcześniej nie umiałem sobie tego wyobrazić, nie zdawałem sobie w pełni sprawy z istnienia takich rzeczy. Wtedy też poznałem pierwszego geja - w wieku, w którym inni mają za sobą nie tylko wiele znajomości, ale nawet związków. Odsłonił się przede mną nowy świat, który mnie zafascynował. Rodzice wykryli te "zainteresowania" i kilka razy brutalnie próbowali temu przeciwdziałać - odcinano mnie od Internetu, przetrząsano szuflady, niszczono notatki, urządzano awantury; raz nawet chciano wyrzucić mnie z domu. "Najśmieszniejsze", że poza niewinnymi w gruncie rzeczy notatkami, nie robiłem nic, co mogłoby ich niepokoić. Zakochałem się w tamtym chłopcu, ale bez wzajemności, nie wyszliśmy poza uścisk ręki - może zresztą to była zwykła fascynacja pierwszym wartościowym facetem, jakiego spotkałem: do tego czasu mężczyźni wzbudzali we mnie odrazę, nie potrafiłem się utożsamić z małomiasteczkowymi robotnikami i kibicami, wśród których dorastałem. Ta zawiedziona miłość, w połączeniu z atakami rodziców (z którymi nigdy nie umiałem nawiązać bliższego kontaktu) i kryzysem na studiach doktoranckich, brakiem poczucia sensu w życiu zaprowadziła mnie na kraj depresji.
Przez kolejne lata poznałem jeszcze kilku gejów, ale wszystko to pobieżne znajomości, które nie pozwoliły mi doświadczyć niczego więcej - nie potrafię nawiązywać kontaktów z ludźmi, jestem bardzo nieśmiały, w rozmowie mam pustkę w głowie, więc na ogół milczę. To nie zachęca. Prawie rok temu udało mi się "uwolnić" od rodziców poprzez przeprowadzkę do Warszawy - nie potrafię jednak znaleźć pracy, która zapewniłaby mi samodzielność, więc pewnie niedługo będę zmuszony do nich wrócić. Nie mam znajomości, nie mam wiary w siebie, nie umiem w pełni się określić - wydaje mi się, że jestem biseksualny z wyraźnym przechyłem w stronę homo, ale problemem jest dla mnie seksualność jako taka. Tracę nadzieję, że uda mi się zaznać spełnienia w tej sferze życia, znaleźć partnera, któremu mógłbym zaufać i który byłby zdolny mnie zaakceptować takim, jaki jestem - lub pomógłby się zmienić. Nie wiem, gdzie i jak miałbym kogoś takiego poznać. Moje ostatnie marzenia to już "tylko" mieć kolegę...
Przepraszam, za tak obszerne wyznania, ale może ta historia jakoś Ci pomoże na drodze, którą teraz kroczysz. Też piszę bloga pełniącego funkcję terapeutyczną, psychoanalizę swojej "odrębności", tyle że z większą liczbą problemów muszę się tam mierzyć. Cieszę się, że trafiłem tutaj... :-)
Jestem pod wrazeniem Twojej historii. Niebawem zawitam na bloga
UsuńAlexandersonie, czytam od pewnego czasu Twojego bloga. Jest nietuzinkowy i interesujący. Widać w nim niepoślednią klasę Autora.
Usuń... a więc witaj!! ... Coraz dziwniej poznawać osoby tak podobne do nas samych... A zarazem tak różne... Cieszę się, że tu trafiłeś, że też piszesz bloga, że możemy sobie "potowarzyszyć" w naszych życiach... Pozdrawiam :)
UsuńNie wiedziałem, że ktoś to powiedział na głos:
Usuń„Do piekła idzie się za to, czego się nie zrobiło”
[z wywiadu z 23-letnią Martą Sziłajtis-Obiegło, która samotnie opłynęła Ziemię; „Polityka” 2009, nr 19 --- Alexanderson 657]
Ja bardzo lubię czytać Twoje posty:)) W wielu momentach widzę siebie przed laty. Podobnie jak Ty napisałeś, też żałuję, że wcześniej siebie nie zaakceptowałem a tylko tłumiłem to co i tak musiało wyjść. Jednak sam wiesz, że nie jest łatwo przyznać się do takiej odmienności - najpierw przed sobą, a później przed innymi. Najważniejszy krok masz już za sobą, a teraz powinno być tylko z górki :))
OdpowiedzUsuńA co do Dnia Walki z Homofobią to w zeszłym roku miałem okazję uczestniczyć w paradzie z tej okazji... ale we Włoszech... w Polsce (a już na pewno w swoim mieście) raczej nie wziąłbym w niej udziału. Spodobało mi się podejście innych. Ludzie wychodzili ze sklepów na ulicę, uśmiechali się, niektórzy pomalowani byli w kolory tęczy to robili z nimi zdjęcia - i to byli ludzie w różnym wieku :)) nie słyszałem jakiś negatywnych komentarzy (no może poza kierowcami samochodów, którzy przez paradę stali w korku :P)
Normalnie, no, towarzystwo wzajemnej adoracji, bo ja Twojego bloga też lubię czytać (zwłaszcza za studia&Wrocław), tylko ciii, nie mów tego jemu Autorowi :P :D Za jedną górką bywają kolejne, ale można wykorzystać rozpęd do ich pokonania, więc dobrze jest i będzie ;) także w Polsce :D
UsuńJa uwazam, ze Ty niczym nie powinienes sie przejmowac. To Twoje zycie i mozesz w nim robic co tylko chcesz pod warunkiem, ze nie krzywdzisz innych ludzi lub nie dzialasz wbrew lokalnemu prawu i regulacjom.
OdpowiedzUsuńI nie wazne, ze zaczynaszz pozniej. Jak bedziesz mial cel, plan to go osiagniesz
Cele i plany już świadomie nieskonkretyzowane, poddaję się temu, co niesie Świat i niosą Ludzie :) Krzywdy nie chcę, fakt.
Usuńlepiej późno niż wcale!
OdpowiedzUsuńcałe życie przed Tobą przecież :) jeszcze tyyyle cudnych rzeczy możesz przeżyć ;)
Lepiej późno niż później, uwielbiam tę komedię :) Bylebym z własnego życia zrobił komedię romantyczną, a nie dramat ;)
Usuńspoko, spoko ;) życie potrafi pozytywnie zaskakiwać :)
Usuńdramat już zdaje się zaliczyłeś, więc teraz może być już tylko lepiej!
a ostatnio trafiłam na takie oto zdanie i pomyślałam, że fajnie byłoby się tym z Tobą podzielić:
"Maybe it's not about the happy ending, maybe it's all about the story."
;)
Dzięki, ciekawy cytat :)
UsuńMam nadzieję i tego też życzę, aby tych zaskoczeń ;)
OdpowiedzUsuńA rzeczywiście wiele problemów wynika nie z tego, kim ludzie są, tylko z faktu, że nie żyją w zgodzie ze sobą. To baaaardzo męczące.
Czasem nie wiemy, jak być sobą, czego chcieć od życia, a niektórzy nawet nie wiedzą, że żyją... Te niewiadome na szczęście mam rozwiązane... Dziękuję ;)
Usuńwolałbym jednak to Twoje niebycie niż odczuwanie bolesnych doświadczeń. więc nie zazdrość tak... po prostu zacznij żyć. tu i teraz! :)
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia... / syty głodnego... itd. czyli obserwacja, refleksja, postawa, postanowienie. Będzie dobrze! :D
UsuńDobrze, że zacząłeś pisać, że chcesz się otworzyć i zaakceptować siebie takiego, jakim jesteś.
OdpowiedzUsuńWidocznie potrzebowałeś do tego dużego wsparcia, a to znalazłeś (a jakże) wśród blogerów :)
Cieszę się również, że trafiłeś do mnie.
Myślę, że przyjdzie taki czas, że z czystym sumieniem będziesz mógł powiedzieć o sobie: "jestem gejem i taj jest dobrze"*
*) cytat z urzędującego burmistrza Berlina Klausa Wowereita, który podczas przemówienia inauguracyjnego zaraz po jego wybraniu na to stanowisko jako pierwsze słowa wygłosił:
"Ich bin schwul, und das ist auch gut so."
pozdrowienia! :)
Już mogę to mówić, choć chciałbym to powiedzieć także na głos. Dzięki, również pozdrawiam :)
Usuń