Życie potrafi przytłaczać. Codzienność, obowiązki, brak czasu i pieniędzy, chorowanie, tragedie, brak bezpieczeństwa, kłótnie, frustracje, bezradność, niedostatek wiary, nadziei, miłości lub odwagi, niespełnione marzenia, niepewność… W domu, pracy, szkole, sklepie, w otoczeniu. Własne, cudze. Duszone w ciszy, wzajemnie podtrzymywane, rozsiewane wokół.
Wszyscy mamy jakieś problemy. Powiedzenie, że inni mają gorzej, albo też im coś innego dolega, nam pomaga na krótko. Nic dziwnego. Nieszczęściem cudzym szczęścia własnego nie zbudujemy. Choćby negatywne emocje twierdziły inaczej.
Wszyscy mamy jakieś problemy. Powiedzenie, że inni mają gorzej, albo też im coś innego dolega, nam pomaga na krótko. Nic dziwnego. Nieszczęściem cudzym szczęścia własnego nie zbudujemy. Choćby negatywne emocje twierdziły inaczej.
Czy faktycznie o szczęście chodzi?
Przecież zaledwie do niego dążymy. W ciągu życia, różnie bywało, jest i będzie. Zawsze jest jakieś „ale”. Dla wierzących, pełne szczęście osiągniemy dopiero po śmierci. Niektórzy dodadzą, że dopiero po odpokutowaniu grzechów.
Czy wierzymy czy nie, jak jednak dobrze żyć już tutaj i teraz? Przecież większość z nas czeka jeszcze trochę lat życia. Zamiast się męczyć, niemal wszyscy chcemy możliwie szczęśliwie ułożyć sobie życie. Znacznej części się to udaje.
Przecież zaledwie do niego dążymy. W ciągu życia, różnie bywało, jest i będzie. Zawsze jest jakieś „ale”. Dla wierzących, pełne szczęście osiągniemy dopiero po śmierci. Niektórzy dodadzą, że dopiero po odpokutowaniu grzechów.
Czy wierzymy czy nie, jak jednak dobrze żyć już tutaj i teraz? Przecież większość z nas czeka jeszcze trochę lat życia. Zamiast się męczyć, niemal wszyscy chcemy możliwie szczęśliwie ułożyć sobie życie. Znacznej części się to udaje.
W byciu szczęśliwym, w poszukiwaniu i dążeniu do szczęścia, nie ma przecież nic złego. Budujemy materialne i duchowe dobrobyty dla siebie, własnych rodzin, naszego ludzkiego otoczenia i potomnych pokoleń. Całego świata nie zbawimy, ale jakiś fragment świata, naszego i cudzego, chcielibyśmy ułożyć po swojemu.
Nie bójmy się natomiast wyznaczać i próbować własnego szczęścia. Mamy do tego prawo, możemy o to zabiegać. Nic od razu ani samo za nas się nie dzieje, wszystko jest procesem, wymaga jakiegoś wysiłku. Raz pod górkę, raz z górki, raz niziną, raz szczytem. W różnych proporcjach i zakresie. Tak po prostu jest, tak ma być. Obrażanie się na świat, los, Ludzi, Boga, nic tu nie pomoże.
Owszem, definiując swoje szczęście lub uzurpując definicję cudzego szczęścia, możemy się pomylić, źle je rozpoznać albo dobrać szkodliwe lub neutralnie nieskuteczne narzędzia. My sami oraz nasze ludzkie (i anielskie) otoczenia zweryfikują jednak z czasem tak cel, jak środki.
Można zarażać szczęściem, jeśli faktycznie o czyjeś szczęście tu chodzi. Jednakże, wmawiać siłą coś komuś jako jego własne szczęście, lecz nie tak, jak je ktoś rozumie i pragnie, lecz tak, jak my je pojmujemy, byłoby co najmniej nierozsądne, jeśli nie krzywdzące. Możemy próbować dialogu i motywowania, ale jeśli nie widzimy efektów lub co gorsza wprowadzamy tym komuś większy chaos, trzeba być czujnym i albo zmienić sposób oddziaływania, albo porzucić dotychczasowo postrzegany cel. Inaczej dobrymi chęciami odbieralibyśmy komuś godność i sens życia, jak to się dziś często dzieje.
Można zarażać szczęściem, jeśli faktycznie o czyjeś szczęście tu chodzi. Jednakże, wmawiać siłą coś komuś jako jego własne szczęście, lecz nie tak, jak je ktoś rozumie i pragnie, lecz tak, jak my je pojmujemy, byłoby co najmniej nierozsądne, jeśli nie krzywdzące. Możemy próbować dialogu i motywowania, ale jeśli nie widzimy efektów lub co gorsza wprowadzamy tym komuś większy chaos, trzeba być czujnym i albo zmienić sposób oddziaływania, albo porzucić dotychczasowo postrzegany cel. Inaczej dobrymi chęciami odbieralibyśmy komuś godność i sens życia, jak to się dziś często dzieje.
Nie bójmy się natomiast wyznaczać i próbować własnego szczęścia. Mamy do tego prawo, możemy o to zabiegać. Nic od razu ani samo za nas się nie dzieje, wszystko jest procesem, wymaga jakiegoś wysiłku. Raz pod górkę, raz z górki, raz niziną, raz szczytem. W różnych proporcjach i zakresie. Tak po prostu jest, tak ma być. Obrażanie się na świat, los, Ludzi, Boga, nic tu nie pomoże.
Niektórzy nie potrafią być szczęśliwi. Tak im się wydaje, tak wmawiają sobie, innym. Chcieliby od razu, bez przygotowania, bez wiedzy i prób, bez cierpliwości, żeby się po prostu już stało, zadziało i skończyło, co by stanu zmienić nie zdążyło. Nie chcą wszystkiego, ale czegoś konkretnego, dla siebie upatrzonego. Wydaje im się, że chociażby do tego jednego upatrzonego celu mają prawo, a wszyscy wokół obowiązek, by natychmiast się stało. A tu nic się nie dzieje lub nie tak, jak chcą.
Pochłanianie wiedzy nie przynosi oczekiwanych ocen. Pracy nie ma, a jeśli jest, to nie taka jak chcemy lub bez potrzebnych pieniędzy. Relacje z jakimś człowiekiem mimo naszych prób nie wychodzą najlepiej. Bóg nie wysłuchuje modlitw. Po co więc się uczyć, szukać pracy i pracować, nastawiać drugi policzek i kochać, lubić, szanować, modlić się?
Tak wiele rzeczy składa się na poczucie bycia szczęśliwym. A jedna rzecz potrafi zaćmić wszystkie szczęścia jednym drobnym nieszczęściem. Dlaczego nie potrafimy się cieszyć tym, co mamy, rozpaczając za czymś, czego (jeszcze) nie ma? Dlaczego nie potrafimy, ba, nawet nie chcemy, nie próbujemy dążyć do tego, by to zmienić?
Życie jest czymś przejściowym. Czymś, co przemija. Potrafi zacząć i skończyć się w sekundę, ale nim to się stanie, to będzie się trochę działo. Mamy na to wpływ. Całe życie w jakimś sensie jest procesem, zmianą, przemianą. Ślepo i nieświadomie spokojnym osiągniętego szczęścia być nie warto, ale też nie należy popadać w niepokój, bo ilekroć, kiedykolwiek i cokolwiek się (nie) stanie, przecież powracać będziemy do zaktualizowanego szczęścia. Wpierw tak samo nie warto poddawać się, bo przecież dopniemy swego.
Co zrobić, gdy w tym całym swoim nieszczęściu nie tylko nie widzimy szczęścia, nie tylko się nam nie udaje, ale i wydaje się nam, że już nie potrafimy jego szukać, a nawet nie potrafimy być szczęśliwi?
Pochłanianie wiedzy nie przynosi oczekiwanych ocen. Pracy nie ma, a jeśli jest, to nie taka jak chcemy lub bez potrzebnych pieniędzy. Relacje z jakimś człowiekiem mimo naszych prób nie wychodzą najlepiej. Bóg nie wysłuchuje modlitw. Po co więc się uczyć, szukać pracy i pracować, nastawiać drugi policzek i kochać, lubić, szanować, modlić się?
Tak wiele rzeczy składa się na poczucie bycia szczęśliwym. A jedna rzecz potrafi zaćmić wszystkie szczęścia jednym drobnym nieszczęściem. Dlaczego nie potrafimy się cieszyć tym, co mamy, rozpaczając za czymś, czego (jeszcze) nie ma? Dlaczego nie potrafimy, ba, nawet nie chcemy, nie próbujemy dążyć do tego, by to zmienić?
Życie jest czymś przejściowym. Czymś, co przemija. Potrafi zacząć i skończyć się w sekundę, ale nim to się stanie, to będzie się trochę działo. Mamy na to wpływ. Całe życie w jakimś sensie jest procesem, zmianą, przemianą. Ślepo i nieświadomie spokojnym osiągniętego szczęścia być nie warto, ale też nie należy popadać w niepokój, bo ilekroć, kiedykolwiek i cokolwiek się (nie) stanie, przecież powracać będziemy do zaktualizowanego szczęścia. Wpierw tak samo nie warto poddawać się, bo przecież dopniemy swego.
Co zrobić, gdy w tym całym swoim nieszczęściu nie tylko nie widzimy szczęścia, nie tylko się nam nie udaje, ale i wydaje się nam, że już nie potrafimy jego szukać, a nawet nie potrafimy być szczęśliwi?
Być może, trzeba wziąć oddech.
Oddech dziecka przychodzącego na świat. Oddech wtłoczony w płuca przez ratownika metodą usta-usta dla ratowania życia. Oddech pochłaniający powietrze z drzew, kwiatów, owoców czy perfum. Oddech ukochanej osoby odczuwany na własnej skórze. Oddech dla siebie i kogoś, od siebie, kogoś, czegoś. Jeden, drugi, trzeci, kolejny.
Jeśli coś nie działa, nie wychodzi, nie udaje się; albo boimy się, że mogłoby nie działać lub nie jesteśmy pewni, czy (za)działa; jeśli mamy mętlik w głowie ― może czasem spróbujmy dać odetchnąć i pooddychać. Daj pooddychać komuś, daj pooddychać sobie. Od czegoś, od kogoś, od siebie. Skup się spokojnie, wsłuchaj się milcząc, poczekaj, przeczekaj, wytrzymaj, zatrzymaj. Ale nie porzucaj, nie szukaj gdzie indziej ani innych osób. Być może obrane cele i środki, geograficzne i ludzkie otoczenia, z małymi poprawkami, przyniosą w dłuższej perspektywie szczęście.
Tylko pozwól jej zaistnieć. Nie bój się zmian. Nie bój się ponawiać prób. Nie bój się czekać. Nie bój się ufać. Czasem tak też trzeba, jeśli nie częściej. Bo życie jest rzeką, która płynie, a nie spokojną taflą w szklance wody. Czymże są pojedyncze pozorne porażki, pozornie stracony czas, zawiedzione nadzieje i zaufanie ― wobec możliwości, perspektyw i szczęścia, jakie mogą przynieść, wobec czasu dalszego życia. Nie ma nic nieulotnego i łatwego, ale czy nie warto podejmować i ryzykować zmiany, próby, czasu i zaufania, by czynić wszystko, by szczęście czasem osiągać, by było możliw(i)e jak najdłużej? Nikt z nas nie wie, czy i ile uda się nam osiągnąć, póki nie spróbuje.
Bo przecież nic nie musisz. Jeśli w ogóle, to możesz móc, jeśli wyjdzie; możesz chcieć. To wtedy się udaje. Gdy będziesz musiał być szczęśliwy, to tego nie osiągniesz. Nie musiej. Módz (chciej).
Zaufanie, cierpliwość, wytrwałość, zmiana. W różnej kolejności i stopniu. Koła pojazdu wiozącego do wielu różnych szczęść, za każdym razem i od nowa. I oddech, by to wszystko rozpocząć.
Thomas Fiss, Breathe z albumu Chasing Satellites, 2012
Mumford & Sons, Lover Of The Light z albumu Babel, 2012