Jakoś ostatnio uśmiech rzadziej gościł na mojej twarzy... Dlaczego uświadomiłem sobie, jak wiele z Kimś mnie ominęło, dopiero gdy już było za późno? Czego oczekiwałem? Czy i czego oczekiwał? Dlaczego odpycham od siebie osoby, na których mi zależy? Wiele pytań i żadnej odpowiedzi. Już ich nie szukam, bo ta żywa Odpowiedź już nie słucha pytań.
Podobno niektórzy Ludzie pojawiają się na ścieżkach naszego życia, by pokazać i otworzyć przed nami dalsze drogi. Z każdej lekcji trzeba wynieść jakąś naukę. Wszystko fajnie, tylko ja nie chcę instrumentalnie traktować Ludzi, nie chcę ich jako nieme nuty codzienności, lecz jako muzykę mojego serca, chcę grać w czyimś, nie słowami, lecz sobą. Warto być mądrzejszym post factum, skoro niczego innego z moim udziałem nie ma. Przepraszam. Dziękuję.
Uciekając przed takimi myślami, korzystam z okazji, ukulturalniam się, podróżuję. Wsłuchuję się w serce i duszę, czy jeszcze bije w nich miłość. Próbuję myśleć pozytywnie. Uśmiechu może więc teraz często nie widać na twarzy, ale zakamuflowałem go w sercu, trzymam go tam na specjalne okazje...
Porannego świata natury bieganiem przed pracą poznawać już nie mogę, ale gdy tylko trafia się okazja, korzystam, chociażbym był gdzieś tylko przejazdem, chociażby ćmienie głowy przypominało o wieczorze, chociażby nie tylko na dworze padał zimny deszcz.
Podobno niektórzy Ludzie pojawiają się na ścieżkach naszego życia, by pokazać i otworzyć przed nami dalsze drogi. Z każdej lekcji trzeba wynieść jakąś naukę. Wszystko fajnie, tylko ja nie chcę instrumentalnie traktować Ludzi, nie chcę ich jako nieme nuty codzienności, lecz jako muzykę mojego serca, chcę grać w czyimś, nie słowami, lecz sobą. Warto być mądrzejszym post factum, skoro niczego innego z moim udziałem nie ma. Przepraszam. Dziękuję.
Uciekając przed takimi myślami, korzystam z okazji, ukulturalniam się, podróżuję. Wsłuchuję się w serce i duszę, czy jeszcze bije w nich miłość. Próbuję myśleć pozytywnie. Uśmiechu może więc teraz często nie widać na twarzy, ale zakamuflowałem go w sercu, trzymam go tam na specjalne okazje...
Porannego świata natury bieganiem przed pracą poznawać już nie mogę, ale gdy tylko trafia się okazja, korzystam, chociażbym był gdzieś tylko przejazdem, chociażby ćmienie głowy przypominało o wieczorze, chociażby nie tylko na dworze padał zimny deszcz.
Ostatnimi czasy jakoś nierzadko znajomi mnie nie poznają, komentują zmiany, pytają o przyczyny, głośno domyślają się kobiety, cicho powstrzymując inną możliwość. Choć wydaje mi się, że niektórzy się już domyślają, przecież przestałem poświęcać mój czas i energię na maskowanie. Momentami wszystko wydaje mi się tak oczywiste.
Bezczelnością jest wmawianie gejom, że orientacja seksualna jest prywatną sprawą, że nikt nam nie wchodzi do łóżka. Ja również żyję, oddycham, chcę opuścić cztery ściany mieszkania. A pytań, rozmów i żartów o partnerce płci przeciwnej nie zliczę. Niemal wszyscy bez wyjątku interesują się cudzym prywatnym życiem i cudzym łóżkiem. Owszem, większości z Was poza tym blogiem nie pozwalam do mojego wchodzić, ale sami to robicie, nawet za moimi plecami (przecież aż tak głupi i głuchy nie jestem). Akuratnie na kłamanie ochoty nie mam, dlaczego miałbym, bo Wam tak wygodniej? Ja milczę wymownie... ;)
Chyba czasem za bardzo milczę o tym, kogo pragnę, że to o faceta chodzi. No bo tak generalnie, to przecież z większością nie rozmawiam teraz o niczym innym, niż rozmawialiśmy wcześniej. No i niektórzy znajomi chyba mi nie dowierzają. Cichaczem czekają, aż się rozmyślę, nawrócę. Być może nawet sądzą, że żartowałem. Nie mieliby nic przeciwko, gdybym wykorzystał sytuację, że leci na mnie jedna czy kolejna laska (wybaczcie, nie moje słownictwo). Cieszyliby się, gdybym uległ (?!? chyba musiałbym być nieprzytomny, żeby do czegokolwiek doszło :P wybaczcie). Gdybym dla przekory i dowodu spróbował zaszaleć z takimi na imprezach. Cóż, kompletnie mnie nie rozumieją. Fakt, że muszę się od kogoś nauczyć większej śmiałości.
Znam kogoś, kto namiętnie wyhacza laski, bynajmniej nie facetom, po prostu zalicza młode studentki, imprezowiczki, internautki. Wiele. Naraz. I znam też taką, co takich frajerów namiętnie wykorzystuje. I tak sobie głośno myślę, dlaczego większość (w tym ultrakatolicka!) to akceptuje, a tak łatwiej przychodzi nietolerancja, krytykowanie i wpieranie hedonizmu u gejów? Akceptuje, akceptuje, nie zaprzeczajcie — bo o swoich milczy, a mnie znieść nie potrafi, gdy tylko pada cień podejrzenia. Bo niektórzy (po obu stronach barykady) nie udają, o co im chodzi? Ja też nie udaję, tylko w ciut innym kierunku, to też moje brzemię. I wcale nie chodzi mi o to, żeby podnosić larum. Przeciwnie, milczmy i mówmy równomiernie i proporcjonalnie.
Pośród niemałej liczby osób, którym to ja ujawniłem moją orientację seksualną (o przyczynach coming outu wielokrotnie wcześniej pisałem na blogu, odsyłam więc do wcześniejszych wpisów), znam też kogoś, kto może ukrywać to samo co ja kiedyś... Obawiam się, że moim wyznaniem w ten sposób z „problemem” zostawiłem go samego, bo ja przekroczyłem Rubikon, a on został na drugiej stronie rzeki.
Bardziej niż ja i Wy, tylko jeden Bóg wie, jak bardzo mnie samemu był potrzebny coming out (dla niewierzących najlepiej wiem tylko ja sam). Zrobiło mi się przykro i czuję się winny, że być może byłem ślepy i egoistyczny. Owszem, ja też musiałem pobłądzić, by odnaleźć właściwą drogę. Dla niego mogę tylko czuwać, być obok, gdyby potrzebował pomocy. Mogę być o wiele bardziej naiwny, może to on dawno nie ma z tym problemu albo w podejrzeniach nie ma nic na rzeczy. No taki to popie******* świat, że ze sobą nie rozmawiamy, że oceniamy po pozorach.
Nie zamierzam jednak nikogo wyciągać z szafy. Nie podoba mi się, że w pracy jedna koleżanka intuicyjnie jest święcie przekonana, że ktoś inny to też gej. Moim skromnym zdaniem, wierutnie się myli. A tak w ogóle, nawet gdyby, to co z tego, że gej, zwłaszcza że wówczas byłaby to jego sprawa, jeśli sam tak siebie jeszcze nie postrzega.
Ktoś przypomniał, że jedni poznają świat intuicyjnie i od razu wiedzą, czego chcą i jak to realizować, ale inni potrzebują percepcji, doświadczeniem poszukiwać sensu życia. To oczywiście dwie skrajności, ale ukazują sedno: wszyscy bywamy uczniami życia.
To uczy mnie pokory wobec życia i tego, co z sobą nosi. Ja nie krytykuję, ja nie jestem od oceniania ludzi i ich postępowania, od pouczania. A przynajmniej próbuję w sobie powstrzymywać takie zakusy. Póki trwamy w szacunku, póki w życiu jest prawdziwa miłość, póki siebie nie krzywdzimy, wszystko to ma sens. Bo miłość zwycięża nienawiść.
Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi uzurpuje sobie prawo do oceniania, pouczania i nakazywania. Jedni twierdzą, że wcale nie oceniają człowieka, tylko jego zachowanie, bo nie wszystkie góry trzeba zdobywać, bo nie we wszystkie doliny należy wpadać. Inni przypomną, że to nie ocena, to nie porównywanie ze wzorcem, to nie spłaszczanie do zunifikowanej przeciętności. A prawda jest taka, że czasem trzeba zbłądzić, by siebie odnaleźć, podczas gdy karkołomne tłumaczenia, że rzekomo nie oceniamy człowieka, maskują tak naprawdę potępianie właśnie samego człowieka, bo przecież to on nie chce się zmienić.
Jako domorosły filozof ;) rozumiem, że pragnienie władzy, podobnie jak miłość, jest jednym z wrodzonych dążeń człowieka. Rozumiem, że grupa ludzi, aby ze sobą w miarę spokojnie i harmonijnie współistnieć, by tworzyć społeczności w miejscu przebywania lub według cech wspólnych (naród, państwo, kościół, samorząd, szkoła, praca, stowarzyszenie itd.), potrzebuje liderów (władców i autorytetów) oraz jasnych wytycznych (prawnych norm postępowania).
Niesie to z sobą ryzyko, że liderzy pobłądzą. Że wytyczne będą nadinterpretowane, przeinterpretowane, niedointerpretowane. Że będzie więcej samozwańczych autorytetów. Zamiast współistnienia we wzajemnym szacunku, promują nienawiść pod zawoalowaną postacią. Tłumaczę sobie, że ci, którzy liderują, którzy interpretują, to także ludzie, tak samo niedoskonali i omylni. Że tylko zapominają, jaka ich rola dla społeczeństwa.
Tłumaczę sobie, że ocenianie innych i dążenie do władzy (wpływu na innych) to naturalna skłonność, bo tak wychowujemy i uczymy dzieci, bo tak zarządzamy w pracy, bo często tak uzyskujemy zdanie większości w grupie. Nie mam dzieci, jestem szarą mrówką, która chyba dobrze wypełnia się w podpowiadaniu, by to inni podejmowali decyzje. Ale ktoś je musi podejmować, czasem to my musimy przyjąć taką rolę, choćbyśmy nie chcieli.
Nie odmawiam więc prawa do oceniania (człowieka/zachowania, zwał jak zwał) siebie samego, naszych partnerów i partnerek, naszego otoczenia, chociażby niedoskonale po pozorach i domysłach, jeśli w nic lepszego (choćby milczenie) nie potrafimy się wsłuchać. Tylko pamiętajmy, co chcemy osiągnąć komunikowaniem naszej jednoznacznej lub z pozoru subiektywnej („ale mogę się mylić”) oceny. Czy sucha ocena zmotywuje kogoś do zmiany? Czy oceniając za cudzymi plecami, pozostawię cokolwiek kreatywnego? Czy naprawdę jestem pewien, że dla tej konkretnej osoby moje niedoskonałe słowa mają zbawienną moc sprawczą, by ktoś zachowywał się tak, jak to ja chcę? Czy mam prawo tego oczekiwać? Wiem, wiem, ja też tak czasami czynię, bo zapominam, kim nie jestem. Bo zapominam, że mógłbym nie istnieć, a jednak jestem. Wciąż za mało we mnie człowieka.
Dostrzegam jednak, że pozytywna lub negatywna ocena powinna mobilizować mnie do zmian. Po owocach mnie poznają. Ja też nie lubię zbierać ocen, bo nie wszystkie negatywne są usprawiedliwione, bo nie na wszystkie pozytywne zasługuję. Ale czasem w ten sposób trzeba być żywym świadectwem człowieczeństwa. Nastawiać drugi policzek, dowodząc pokory. Wystawiać pierś, dając przykład innym, choćbyś wcale liderować nie chciał, ale ktoś musi, i dobrze, że to ty. Pamiętajmy o tym. Cieszę się, że wszyscy jesteśmy, nawet wkrótce realną, cząstką wspaniałej historii ;)
Nie zmienię się, nawet gdybym próbował, nawet gdybym chciał...
Bezczelnością jest wmawianie gejom, że orientacja seksualna jest prywatną sprawą, że nikt nam nie wchodzi do łóżka. Ja również żyję, oddycham, chcę opuścić cztery ściany mieszkania. A pytań, rozmów i żartów o partnerce płci przeciwnej nie zliczę. Niemal wszyscy bez wyjątku interesują się cudzym prywatnym życiem i cudzym łóżkiem. Owszem, większości z Was poza tym blogiem nie pozwalam do mojego wchodzić, ale sami to robicie, nawet za moimi plecami (przecież aż tak głupi i głuchy nie jestem). Akuratnie na kłamanie ochoty nie mam, dlaczego miałbym, bo Wam tak wygodniej? Ja milczę wymownie... ;)
Chyba czasem za bardzo milczę o tym, kogo pragnę, że to o faceta chodzi. No bo tak generalnie, to przecież z większością nie rozmawiam teraz o niczym innym, niż rozmawialiśmy wcześniej. No i niektórzy znajomi chyba mi nie dowierzają. Cichaczem czekają, aż się rozmyślę, nawrócę. Być może nawet sądzą, że żartowałem. Nie mieliby nic przeciwko, gdybym wykorzystał sytuację, że leci na mnie jedna czy kolejna laska (wybaczcie, nie moje słownictwo). Cieszyliby się, gdybym uległ (?!? chyba musiałbym być nieprzytomny, żeby do czegokolwiek doszło :P wybaczcie). Gdybym dla przekory i dowodu spróbował zaszaleć z takimi na imprezach. Cóż, kompletnie mnie nie rozumieją. Fakt, że muszę się od kogoś nauczyć większej śmiałości.
Znam kogoś, kto namiętnie wyhacza laski, bynajmniej nie facetom, po prostu zalicza młode studentki, imprezowiczki, internautki. Wiele. Naraz. I znam też taką, co takich frajerów namiętnie wykorzystuje. I tak sobie głośno myślę, dlaczego większość (w tym ultrakatolicka!) to akceptuje, a tak łatwiej przychodzi nietolerancja, krytykowanie i wpieranie hedonizmu u gejów? Akceptuje, akceptuje, nie zaprzeczajcie — bo o swoich milczy, a mnie znieść nie potrafi, gdy tylko pada cień podejrzenia. Bo niektórzy (po obu stronach barykady) nie udają, o co im chodzi? Ja też nie udaję, tylko w ciut innym kierunku, to też moje brzemię. I wcale nie chodzi mi o to, żeby podnosić larum. Przeciwnie, milczmy i mówmy równomiernie i proporcjonalnie.
Pośród niemałej liczby osób, którym to ja ujawniłem moją orientację seksualną (o przyczynach coming outu wielokrotnie wcześniej pisałem na blogu, odsyłam więc do wcześniejszych wpisów), znam też kogoś, kto może ukrywać to samo co ja kiedyś... Obawiam się, że moim wyznaniem w ten sposób z „problemem” zostawiłem go samego, bo ja przekroczyłem Rubikon, a on został na drugiej stronie rzeki.
Bardziej niż ja i Wy, tylko jeden Bóg wie, jak bardzo mnie samemu był potrzebny coming out (dla niewierzących najlepiej wiem tylko ja sam). Zrobiło mi się przykro i czuję się winny, że być może byłem ślepy i egoistyczny. Owszem, ja też musiałem pobłądzić, by odnaleźć właściwą drogę. Dla niego mogę tylko czuwać, być obok, gdyby potrzebował pomocy. Mogę być o wiele bardziej naiwny, może to on dawno nie ma z tym problemu albo w podejrzeniach nie ma nic na rzeczy. No taki to popie******* świat, że ze sobą nie rozmawiamy, że oceniamy po pozorach.
Nie zamierzam jednak nikogo wyciągać z szafy. Nie podoba mi się, że w pracy jedna koleżanka intuicyjnie jest święcie przekonana, że ktoś inny to też gej. Moim skromnym zdaniem, wierutnie się myli. A tak w ogóle, nawet gdyby, to co z tego, że gej, zwłaszcza że wówczas byłaby to jego sprawa, jeśli sam tak siebie jeszcze nie postrzega.
Ktoś przypomniał, że jedni poznają świat intuicyjnie i od razu wiedzą, czego chcą i jak to realizować, ale inni potrzebują percepcji, doświadczeniem poszukiwać sensu życia. To oczywiście dwie skrajności, ale ukazują sedno: wszyscy bywamy uczniami życia.
To uczy mnie pokory wobec życia i tego, co z sobą nosi. Ja nie krytykuję, ja nie jestem od oceniania ludzi i ich postępowania, od pouczania. A przynajmniej próbuję w sobie powstrzymywać takie zakusy. Póki trwamy w szacunku, póki w życiu jest prawdziwa miłość, póki siebie nie krzywdzimy, wszystko to ma sens. Bo miłość zwycięża nienawiść.
Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi uzurpuje sobie prawo do oceniania, pouczania i nakazywania. Jedni twierdzą, że wcale nie oceniają człowieka, tylko jego zachowanie, bo nie wszystkie góry trzeba zdobywać, bo nie we wszystkie doliny należy wpadać. Inni przypomną, że to nie ocena, to nie porównywanie ze wzorcem, to nie spłaszczanie do zunifikowanej przeciętności. A prawda jest taka, że czasem trzeba zbłądzić, by siebie odnaleźć, podczas gdy karkołomne tłumaczenia, że rzekomo nie oceniamy człowieka, maskują tak naprawdę potępianie właśnie samego człowieka, bo przecież to on nie chce się zmienić.
Jako domorosły filozof ;) rozumiem, że pragnienie władzy, podobnie jak miłość, jest jednym z wrodzonych dążeń człowieka. Rozumiem, że grupa ludzi, aby ze sobą w miarę spokojnie i harmonijnie współistnieć, by tworzyć społeczności w miejscu przebywania lub według cech wspólnych (naród, państwo, kościół, samorząd, szkoła, praca, stowarzyszenie itd.), potrzebuje liderów (władców i autorytetów) oraz jasnych wytycznych (prawnych norm postępowania).
Niesie to z sobą ryzyko, że liderzy pobłądzą. Że wytyczne będą nadinterpretowane, przeinterpretowane, niedointerpretowane. Że będzie więcej samozwańczych autorytetów. Zamiast współistnienia we wzajemnym szacunku, promują nienawiść pod zawoalowaną postacią. Tłumaczę sobie, że ci, którzy liderują, którzy interpretują, to także ludzie, tak samo niedoskonali i omylni. Że tylko zapominają, jaka ich rola dla społeczeństwa.
Tłumaczę sobie, że ocenianie innych i dążenie do władzy (wpływu na innych) to naturalna skłonność, bo tak wychowujemy i uczymy dzieci, bo tak zarządzamy w pracy, bo często tak uzyskujemy zdanie większości w grupie. Nie mam dzieci, jestem szarą mrówką, która chyba dobrze wypełnia się w podpowiadaniu, by to inni podejmowali decyzje. Ale ktoś je musi podejmować, czasem to my musimy przyjąć taką rolę, choćbyśmy nie chcieli.
Nie odmawiam więc prawa do oceniania (człowieka/zachowania, zwał jak zwał) siebie samego, naszych partnerów i partnerek, naszego otoczenia, chociażby niedoskonale po pozorach i domysłach, jeśli w nic lepszego (choćby milczenie) nie potrafimy się wsłuchać. Tylko pamiętajmy, co chcemy osiągnąć komunikowaniem naszej jednoznacznej lub z pozoru subiektywnej („ale mogę się mylić”) oceny. Czy sucha ocena zmotywuje kogoś do zmiany? Czy oceniając za cudzymi plecami, pozostawię cokolwiek kreatywnego? Czy naprawdę jestem pewien, że dla tej konkretnej osoby moje niedoskonałe słowa mają zbawienną moc sprawczą, by ktoś zachowywał się tak, jak to ja chcę? Czy mam prawo tego oczekiwać? Wiem, wiem, ja też tak czasami czynię, bo zapominam, kim nie jestem. Bo zapominam, że mógłbym nie istnieć, a jednak jestem. Wciąż za mało we mnie człowieka.
Dostrzegam jednak, że pozytywna lub negatywna ocena powinna mobilizować mnie do zmian. Po owocach mnie poznają. Ja też nie lubię zbierać ocen, bo nie wszystkie negatywne są usprawiedliwione, bo nie na wszystkie pozytywne zasługuję. Ale czasem w ten sposób trzeba być żywym świadectwem człowieczeństwa. Nastawiać drugi policzek, dowodząc pokory. Wystawiać pierś, dając przykład innym, choćbyś wcale liderować nie chciał, ale ktoś musi, i dobrze, że to ty. Pamiętajmy o tym. Cieszę się, że wszyscy jesteśmy, nawet wkrótce realną, cząstką wspaniałej historii ;)
Nie zmienię się, nawet gdybym próbował, nawet gdybym chciał...
Piotr Niesłuchowski ft. Ania Dąbrowska, There is nothing wrong, 2011
Poluzjanci, Zamykam oczy z albumu Trzy metry ponad ziemią, 2011
ATB, feat. Tiff Lacey, Still Here, z albumu Future Memories, 2009
ATB, feat. Tiff Lacey, Still Here, z albumu Future Memories, 2009
Demi Lovato, Skyscraper z albumu Give Your Heart A Break, 2011
Marina and the Diamonds, How To Be A Heartbreaker z albumu Electra Heart, 2012
Spolecznosc ultrakatolicka? Jeszcze sie dziwisz jej nienawisci, nietolerancji, szyderstwu, rasizmowi, homofobii, organicznemu wstretowi do wszystkiego, co inne, niewierzace, niemoherowe? A wszystko napedzane i podzegane przez kler.
OdpowiedzUsuńDlaczego wielu ateistow wiedzie zycie bardziej zgodne z dekalogiem, ma w sobie wiecej tolerancji i altruizmu, niz wiekszosc katolickiego spoleczenstwa z klerem na czele???
Bo przeciez liczy sie wylacznie Czlowiek, nie jego plec ani preferencje seksualne. Charakter, a nie bog, w ktorego sie wierzy. Ja dziele ludzi na dobrych i zlych i przy tym podziale juz pozostane.
Ja staram się nie dzielić ludzi, bo każdy czasem postępuje źle, ważniejsze jest to, czy i jakie wyciąga z tego wnioski...
UsuńNie mam nic do ultrakatolików, nie wszyscy zieją nienawiścią, ale ci nienawistni skutecznie przesłaniają resztę.
Pozdrawiam!
bardzo realną cząstką rzeczywistości! ;)
OdpowiedzUsuńNooo, taka mała cząstka to znowu ze mnie nie jest, aż tak nie schudłem! ;)
UsuńDobre, mądre słowa na niedzielę:D;):*.. Więcej uśmiechu i więcej radości w życiu mym, aż sama nie wiem real to czy sen?;):*
OdpowiedzUsuńJa cenię krytykę, ocenianie. W filozofii to bardzo pożądane. Szukamy sobie oponentów, toczymy dyskusje, rzucamy krytykę (zawsze musi być konstruktywna, intersubiektywnie komunikowalna i weryfikowalna). To daje możliwość rozwoju. Cóż nam po tych którzy nam tylko przytakują i się z nami zgadzają?;)
W jakimś stopniu to przenosi się na życie codzienne. Pytanie - po co oceniamy, krytykujemy, chcemy usłyszeć oceny innych, ba nawet przyjąć krytykę? [Jeśli pozwalam sobie na oceny, to jak najbardziej jestem otwarta na oceny innych:).. albo zrezygnować można z obu;)] Ważne jest to co zrobimy z tą wiedzą. Bo wg mnie to jest źródło wiedzy. Oceniam innych by wiedzieć i nauczyć się jak sama żyć, oceniam innych kiedy dostrzegam możliwość - pomogę komuś zdobyć wiedzę.. nie potępiać, nie szufladkować, nie decydować za kogokolwiek, ani nawet podpowiadać jak żyć. Zawsze staram się, by takie oceny były jak najdokładniejsze i pokazywały wachlarz możliwości..
Milczenie? Tak, kiedy należy zatrzymać jakieś słowa dla siebie, szczególnie te, które przynieść mogą więcej złego niż dobrego.. Milczenie jak się dowiedziałam ostatnio, też nie zawsze jest dobre;). Nawet jeśli milczę, bo się zgadzam ze wszystkim i uśmiecham się tylko zadowolona.. No warto podziękować za podarowany mi uśmiech, bo ktoś może go nie widzieć:D
[głos zabrała sowa przemądrzała;)] Pozdrawiam i ściskam serdecznie:*
Ocena jako informacja zwrotna ma sens, gdy ma prawo mieć jakiś wpływ na ocenianego — zgodzisz się?
UsuńByć może ja mam obecnie awersję do oceniania, bo jestem nieobiektywny. Wiem, jak wielu ocenia mnie po pozorach i jakie to pozbawione sensu oczekiwać ode mnie „zmiany”. Być może to kwestia wzorca, z którym się porównuje, jego dobór też może być obciążony błędem. A być może to kwestia nadmiaru pokory i empatii, że zbyt wiele rozumiem i uważam, że nie można człowiekowi odbierać tego, co dla niego najcenniejsze, nie dając nic realnego(!) w zamian...
Dziękuję za Twe przemądrzałości! :)
Nie wdając się w ustalanie, że ja pewnie zupełnie inaczej pojmuję i stosuję "ocenianie" (i nie w senie inaczej niż Ty - może to też - ale inaczej niż jest to chyba praktykowane dookoła) z jedną rzeczą muszę się jednak zgodzić: wiedza cząstkowa, niepełna - niezależnie od tego jak zdobyta - to straszna rzecz, niedopuszczalna i wnioski z takowej wyciągane nadają się tylko na śmietnik...
UsuńTak, że wszyscy oceniający Mateusza po pozorach, na podstawie domysłów, plotek, stereotypów, przesądów czy czego tam - wasze słowa, oceny to bełkot:P [jak będzie trzeba przekaż, bądź wskaż komu mam wyjaśnić, a ja wyjaśniać umiem dłuuugo i boleśnie do skutku:D]
Pozdrawiam serdecznie:)
...miłość cierpliwa jest, łaskawa jest [nie płacze w niedziele]
OdpowiedzUsuńps
thx za 'There is nothing wrong'
No właśnie, niedziela to pierwszy dzień tygodnia, nie zaczyna się od płaczu ani tygodnia, ani miłości... Nie wiem, czy o to chodziło... Pozdrawiam!
Usuńsmutna piosenka Poluzjantów...
OdpowiedzUsuńchmm myslę, że ludzie często dokonują ocen, bo świat wydaje im się za trudny i muszą go sobie w głowie pokroić i pociachać ocenami, by zachować poczucie, że rozumieją i kontrolują.
Oceniają zazwyczaj osoby które mają w sobie dużo lęku i niską tolerancję na niejednoznaczność.
spoko Mateusz, idziemy dalej, co nie?
Czasami ocenianie to szufladkowanie do czarno-białych wzorców. Jakiż to świat jest wtedy prosty, oczywisty, łatwy do opanowania... Wcale taki nie jest, bo wszyscy mamy różne kolory tęczy... Oczywiście, że idziemy dalej! Pozdrawiam!
Usuń"Uśmiech proszę" wydrukowano na papierku po mordoklejce, którą wczoraj zakleiłam sobie otwór gębowy :)
OdpowiedzUsuńPo co martwić się o liderów? Jeśli zbłądzą, zrobią miejsce bardziej rozgarniętym następcom lub zmotywują naśladowców (tzw. stado baranów) do samodzielnego myślenia i większej odpowiedzialności.
Nie rozumiem rozdzielania zachowania danej osoby od tejże osoby...
Fajnie się czytasz :)
OdpowiedzUsuńBędę zaglądał tu częściej.
Pozdrowionka
1. Jakże mi milo, ze Moje Pstrykanie zagoscilo na liscie INTERESUJACYH ))
OdpowiedzUsuń2. Wielowątkowy ten post – to dla ciebie Mateuszu dość charakterystyczne. Filozofowanie zresztą także . Na drodze każdego człowieka inni ludzie pojawiają się w najróżniejszym charakterze, z rozna trwaloscia, roznymi odcienimi – no normalka. Dla mnie najważniejsi sa moi bliscy, moja zona, dzieci, rodzina. Bardziej jestem członkiem rodziny niż jakiejkolwiek innej grupy ludzi. Znajomi, przyjaciele, sąsiedzi, narod – jasne ze w jakiś sposób identyfikuje się z tymi grupami, ale nie dalbym się pokoic w ich obronie a uczunilbym to dla RODZINY.
3. Napisales, ze bezczelnioscia jest wmawianie gejom, ze ich seksulanosci to ich prywatna sprawa. Nie kumam. Bezczelnoscia jest wmawianie komukolwiek czegokolwiek, ale wg mnie (już to kiedyś pisałem) seksualność każdego człowieka jest jego prywatna sprawa. Nie trzeba niczego wmawiać. Jdesli sexualnosc sprawa prywatna nie jest to jaka sprawa jest? Nie wlaze nikomu do wyra i nikomu do wyra nie zaladam – bo to nie moja sprawa. Nie taka moja natura. I dlatego po swoim własnym mieszkaniu laze czasem nago – zakladajac, ze skoro ja nikogo nie podglądam to i nikt nie powinien podgladac mnie, a jeśli lubi – to czort z nim, choc nie wiem po coz mialby ogladac moja gola dupe.
4. Co do oceniania, pouczania i nakazywania – to w moim przekonaniu każdy człowiek jakos tam innych ocenia. Ale co innego ocena a co innego pouczanie. Uwazam, ze zawsze warto jest poznac poglądy wielu osob na te sama sprawę – pozwala to na spojrzenie poprzez inny pryzmat – co wg mnie – zawsze jest cenne. Tylko nie może to być jednoznaczne z narzucaniem własnej opinii drugiej osobie. W pewnym sensie dopuszczam takie „narzucanie” w procesie wychowawczym własnych dzieci – no bo przecież każdy rodzic ma jakies tam wyobrażenie zachowan i postaw własnych dzieci i probuje je uksztaltowac w takim wlasnie kierunku. Tylko ten rodzaj „narzucania” musi się dokonywać z wieeeelkim wyczuciem – inaczej – stanie się zapewne kleska wychowacza..
5. Nie ma we mnie pragnienia władzy – NIE MA. A do wszelkich „liderow” podchodzę z wielka rezerwa.
6. „Nie zmienię się, nawet gdybym próbował, nawet gdybym chciał...” – znaczy co masz tu na myśli? Swój homoseksualizm? – Jeśli tak to się zgadzam, ale na przestrzeni zycia każdy z nas się zmienia – czasem dość radykalnie.
7. Pozdrawiam.
Ad. 1. Interesujące fotografie, to i na blogrollu się znalazło :)
UsuńAd. 2. No tak już mam, że nie potrafię nie myśleć, intuicyjnie wychodzi mi pseudofilozofowanie. Każda społeczność jest potrzebna, bo wypełnia lukę, której nie zajmują inni ludzie.
Ad. 3. "Wmawianie" gejom, że orientacja jest "prywatną" sprawą ostro (mam nadzieję, że nie za ostro) wyzwałem od "bezczelności", bo to Wy wszyscy sami pytacie mnie o dziewczyny i plany matrymonialne, niepytani doradzacie, pouczacie, żartujecie. Wiem, że mogę nie odpowiadać, ale w takich samych sytuacjach większość z Was odpowiada. Wiem, że mogę skłamać, ale w takich samych sytuacjach większość z Was nie kłamie. Wiem, że mogę się nie śmiać, ale większości z Was to nie przeszkadza. Nie chodzi o konformizm, nie że muszę być jak większość a nie chcę czynić po swojemu. Jestem sobą, mam prawo do niekłamania, niebycia burakiem, niebycia odludkiem. A to, że niektórzy z Was są zainteresowani cudzym prywatnym życiem, też jest normalne. Nie mam pretensji. Ale doceniam, jeśli się ktoś mi nie narzuca. Dzięki!
Ad. 4. Gdzie kończy się bariera między poznawaniem cudzego poglądu a narzucaniem własnego? Chciałeś się zapoznać z moim, to teraz ci swój narzucę? Masz rację, że trochę inaczej sprawa wygląda z osobami niesamodzielnymi, np. dziećmi, za które trzeba podjąć decyzję.
Ad. 5. Rozumiem, że niektórzy władzy nie pożądają, ale normalne jest, że niektórzy do niej dążą, a tak w ogóle jacyś liderzy są potrzebni, bo to odróżnia społeczności od grupy indywiduów.
Ad. 6. „Nie zmienię się, nawet gdybym próbował, nawet gdybym chciał...” to słowa pierwszej piosenki. Można to różnie odczytywać, także poprzez orientację. W moim przypadku ja próbowałem, chciałem. Dopiero teraz wiem, jakie to było niemożliwe.
Ad. 7. Odpozdrawiam serdecznie :)