Ten wpis zacząłem pisać i porzuciłem jeszcze w marcu. Tak bardzo dawno temu, że żadne z pierwotnych słów tu nie pasują...
Wydawało mi się wtedy, że będę musiał staczać walki o wielu przyjaciół. Nie mam wpływu na to, że w końcu znajdą się nawet wśród nich tacy, którzy mnie odrzucą i przestaną szanować. Nie chciałem jednak pozwolić bez bitwy Niektórym, żeby odeszli.
Przeszkadzały mi pytania i życzenia: o kobietę, o żonę, o dzieci, o ustatkowanie. Rozumiem i jestem wdzięczny za szczere intencje. Chcą dobrze. Paradoksalnie, wciąż zadając mi dyskomfort kłamania, doprowadzili do tego, że faktycznie odważyłem się chcieć „ustatkować”, choć inaczej, niż to sobie wyobrażali. Nie chcę dalej się ukrywać. Nie chcę przejść przez życie sam.
Wtedy zastanawiałem się, czy jeśli ktoś nie akceptował mojej pozornie heteroseksualnej samotności, to czy zaakceptuje moje homoseksualne szczęście. Czy mogłem i miałem prawo w ogóle od kogokolwiek oczekiwać szacunku, tolerancji, akceptacji.
Dzisiejszy ja nie potrafię sobie wybaczyć, że mnie nie było w Czyimś życiu. Że nie pozwalałem, by Ktoś przechodził obok i wpadł do środka. Że gardziłem miłością. Z tą świadomością będę teraz żył całą wieczność. I choć może tak miało być, to może udałoby się zdarzyć wcześniej. Znów gdybanie, obiecywałem, że nie chcę.
Dotąd nie musiałem o nikogo walczyć.
Wczoraj rano druga Koleżanka dowiedziała się o tajemnicy, że nie jestem w ciąży (bo nawet to by Ją już nie zdziwiło, jak sama zapowiadała), ani moja dziewczyna nie jest, ani żadnej dziewczyny nigdy mieć nie będę, bo jestem gejem. Nic to nie zmieniło między nami, ale słusznie zauważyła, że darzę Ją zaufaniem. Potem pogadaliśmy jeszcze trochę.
Jest OK, ale w głębi ducha nie potrafiłem cieszyć się własnym szczęściem, gdy szczęścia brakuje w innym ważnym dla mnie życiu...
Po pracy Kuzynka wzięła mnie na spacer z dzieckiem po parku. Nie mogła się nadziwić, że tak schudłem. Pewnie chcesz zapytać, jak ONA ma na imię, ale to nie tak... — Niekoniecznie musi być ONA... — No właśnie... Bez problemu przyjęła tę wiadomość. Obiecała wsparcie.
Żadna z dotychczasowych Trzech Kobiet nie domyślała się ani nie podejrzewała mojego homoseksualizmu, tak przynajmniej twierdzą (pomimo zachęty, że wolałbym, gdyby to jednak było widać/czuć). Nie wiem, co gorsze: że aż tak mocno nie interesowały się mną, czy że tak dobrze się kryłem. Czekam na Oskara za rolę drugoplanową (pierwszoplanową ukrywałem).
Nie zaliczyłem jeszcze żadnego faceta. To znaczy (ojjjjj, nie łapać mnie za słówka :P) nie ujawniłem się jeszcze żadnemu heteroseksualnemu mężczyźnie, twarzą w twarz. I choć za żadnym razem nie było łatwo, to przyznać się facetowi będzie jeszcze trudniej.
Ale chcę tego. Chcę, by bliskie mi osoby dowiedziały się ode mnie, a nie z plotek lub będąc zaskoczonym czymś na ulicy / w lokalu / w domu. Jeśli będzie trzeba, spróbuję o Nich powalczyć, z ich (i moim własnym dawnym) stereotypowym postrzeganiem gejów. Jeśli się nie uda, trudno, ale łatwo się nie poddam :P a przynajmniej tego się trzymam.
Tak się powoli zastanawiam, czy opisując realnych Ludzi prócz samego siebie, opisując prawdziwe sytuacje z udziałem innych Ludzi, w ogóle to powinienem robić. Niby czynię to tylko w kontekście mojej drogi poprzez życie, na której na szczęście pojawiają się Oni. Niby nie zdradzam zbyt wiele szczegółów. Ale nie wiem, czy tego by sobie życzyli. Nie wiem, czy bloga przypadkiem nie znajdą. Nie wiem, czy mi to obojętne.
Chciałem własnej Brokeback Mountain, na którą chciałem z początku uciekać z miejsca, w którym nie mogłem być sobą. Potrzebowałem wygadać się, skoro nie potrafiłem rozmawiać z Nimi.
Z jednej strony chciałbym, by ten blog przetrwał moją przemianę. By był trwalszym świadectwem, że byłem, jaki byłem, że się zmieniałem i jak do tego dochodziłem. Dla niektórych być może będzie czasem jakimś nieciekawym pocieszeniem, że życie bywa piękne. Dla innych wskazówką, że trzeba pokonywać stereotypy, gdy obok są Ludzie.
Z drugiej strony obawiam się, że ktoś zechce wykorzystać gejowski blog w realu. Jeśli tylko przeciwko mnie, to przeżyję, ot rozczaruję się jedną lub kilkoma osobami, będzie jeszcze większa motywacja, by mimo to Ich kochać. Nie chciałbym jednak, by moje przeżycia były kiedykolwiek wykorzystywane przeciwko mojemu otoczeniu.
Boję się też powrotu do prawdziwej tożsamości, do starych profili społecznościowych. Kiedyś będzie trzeba. I co powiem? Już raz próbowałem. Wtedy pytań z gotową odpowiedzią (skoro zniknąłeś, to pewnie w końcu się zakochałeś, jak ona ma na imię?) nie byłem w stanie zdzierżyć... Nawet od drogiej mi Osoby.
Stojąc rozkrokiem pomiędzy różnymi światami (a przecież to wciąż ten sam!), beznamiętnie patrzę na głosy dochodzące z różnych stron.
Wiem, czego chcę, ale bezpodstawnie boję się, że to zepsuję... W końcu jestem człowiekiem, a uniki i pomyłki wychodziły mi dotychczas całkiem dobrze. Jak dobrze, że jestem cierpliwy i nie rezygnuję, gdy intuicja podpowiada, że pomimo trudności warto...
Trzymam kciuki i miejsce w myślach na Niejedną i Niejednego z Was, gdy przebywacie poza internetowym światem, zwłaszcza gdy zdrowie najważniejsze. Będzie dobrze.
Wydawało mi się wtedy, że będę musiał staczać walki o wielu przyjaciół. Nie mam wpływu na to, że w końcu znajdą się nawet wśród nich tacy, którzy mnie odrzucą i przestaną szanować. Nie chciałem jednak pozwolić bez bitwy Niektórym, żeby odeszli.
Przeszkadzały mi pytania i życzenia: o kobietę, o żonę, o dzieci, o ustatkowanie. Rozumiem i jestem wdzięczny za szczere intencje. Chcą dobrze. Paradoksalnie, wciąż zadając mi dyskomfort kłamania, doprowadzili do tego, że faktycznie odważyłem się chcieć „ustatkować”, choć inaczej, niż to sobie wyobrażali. Nie chcę dalej się ukrywać. Nie chcę przejść przez życie sam.
Wtedy zastanawiałem się, czy jeśli ktoś nie akceptował mojej pozornie heteroseksualnej samotności, to czy zaakceptuje moje homoseksualne szczęście. Czy mogłem i miałem prawo w ogóle od kogokolwiek oczekiwać szacunku, tolerancji, akceptacji.
Dzisiejszy ja nie potrafię sobie wybaczyć, że mnie nie było w Czyimś życiu. Że nie pozwalałem, by Ktoś przechodził obok i wpadł do środka. Że gardziłem miłością. Z tą świadomością będę teraz żył całą wieczność. I choć może tak miało być, to może udałoby się zdarzyć wcześniej. Znów gdybanie, obiecywałem, że nie chcę.
Dotąd nie musiałem o nikogo walczyć.
Wczoraj rano druga Koleżanka dowiedziała się o tajemnicy, że nie jestem w ciąży (bo nawet to by Ją już nie zdziwiło, jak sama zapowiadała), ani moja dziewczyna nie jest, ani żadnej dziewczyny nigdy mieć nie będę, bo jestem gejem. Nic to nie zmieniło między nami, ale słusznie zauważyła, że darzę Ją zaufaniem. Potem pogadaliśmy jeszcze trochę.
Jest OK, ale w głębi ducha nie potrafiłem cieszyć się własnym szczęściem, gdy szczęścia brakuje w innym ważnym dla mnie życiu...
Po pracy Kuzynka wzięła mnie na spacer z dzieckiem po parku. Nie mogła się nadziwić, że tak schudłem. Pewnie chcesz zapytać, jak ONA ma na imię, ale to nie tak... — Niekoniecznie musi być ONA... — No właśnie... Bez problemu przyjęła tę wiadomość. Obiecała wsparcie.
Żadna z dotychczasowych Trzech Kobiet nie domyślała się ani nie podejrzewała mojego homoseksualizmu, tak przynajmniej twierdzą (pomimo zachęty, że wolałbym, gdyby to jednak było widać/czuć). Nie wiem, co gorsze: że aż tak mocno nie interesowały się mną, czy że tak dobrze się kryłem. Czekam na Oskara za rolę drugoplanową (pierwszoplanową ukrywałem).
Nie zaliczyłem jeszcze żadnego faceta. To znaczy (ojjjjj, nie łapać mnie za słówka :P) nie ujawniłem się jeszcze żadnemu heteroseksualnemu mężczyźnie, twarzą w twarz. I choć za żadnym razem nie było łatwo, to przyznać się facetowi będzie jeszcze trudniej.
Ale chcę tego. Chcę, by bliskie mi osoby dowiedziały się ode mnie, a nie z plotek lub będąc zaskoczonym czymś na ulicy / w lokalu / w domu. Jeśli będzie trzeba, spróbuję o Nich powalczyć, z ich (i moim własnym dawnym) stereotypowym postrzeganiem gejów. Jeśli się nie uda, trudno, ale łatwo się nie poddam :P a przynajmniej tego się trzymam.
Tak się powoli zastanawiam, czy opisując realnych Ludzi prócz samego siebie, opisując prawdziwe sytuacje z udziałem innych Ludzi, w ogóle to powinienem robić. Niby czynię to tylko w kontekście mojej drogi poprzez życie, na której na szczęście pojawiają się Oni. Niby nie zdradzam zbyt wiele szczegółów. Ale nie wiem, czy tego by sobie życzyli. Nie wiem, czy bloga przypadkiem nie znajdą. Nie wiem, czy mi to obojętne.
Chciałem własnej Brokeback Mountain, na którą chciałem z początku uciekać z miejsca, w którym nie mogłem być sobą. Potrzebowałem wygadać się, skoro nie potrafiłem rozmawiać z Nimi.
Z jednej strony chciałbym, by ten blog przetrwał moją przemianę. By był trwalszym świadectwem, że byłem, jaki byłem, że się zmieniałem i jak do tego dochodziłem. Dla niektórych być może będzie czasem jakimś nieciekawym pocieszeniem, że życie bywa piękne. Dla innych wskazówką, że trzeba pokonywać stereotypy, gdy obok są Ludzie.
Z drugiej strony obawiam się, że ktoś zechce wykorzystać gejowski blog w realu. Jeśli tylko przeciwko mnie, to przeżyję, ot rozczaruję się jedną lub kilkoma osobami, będzie jeszcze większa motywacja, by mimo to Ich kochać. Nie chciałbym jednak, by moje przeżycia były kiedykolwiek wykorzystywane przeciwko mojemu otoczeniu.
Boję się też powrotu do prawdziwej tożsamości, do starych profili społecznościowych. Kiedyś będzie trzeba. I co powiem? Już raz próbowałem. Wtedy pytań z gotową odpowiedzią (skoro zniknąłeś, to pewnie w końcu się zakochałeś, jak ona ma na imię?) nie byłem w stanie zdzierżyć... Nawet od drogiej mi Osoby.
Stojąc rozkrokiem pomiędzy różnymi światami (a przecież to wciąż ten sam!), beznamiętnie patrzę na głosy dochodzące z różnych stron.
Wiem, czego chcę, ale bezpodstawnie boję się, że to zepsuję... W końcu jestem człowiekiem, a uniki i pomyłki wychodziły mi dotychczas całkiem dobrze. Jak dobrze, że jestem cierpliwy i nie rezygnuję, gdy intuicja podpowiada, że pomimo trudności warto...
Trzymam kciuki i miejsce w myślach na Niejedną i Niejednego z Was, gdy przebywacie poza internetowym światem, zwłaszcza gdy zdrowie najważniejsze. Będzie dobrze.
Ewa Błaszczyk, Ja nie odchodzę kiedy trzeba
Nie jest łatwo ograniczyć się do jednego świata, gdy od początku należymy do kilku. Ale jeśli nie odetniemy się, co zwykle jest bolesne, pozostaje wieczne zakładanie masek. Obie drogi nieprzyjemne, dlatego najlepiej odkryć, że nie ma czego rozdzielać - w Twoim przypadku to chyba możliwe :)
OdpowiedzUsuńPrzez 4 miesiące rozdzielałem, nie wiem ile jeszcze taka dychotomia mojego życia potrwa, ale już się łamię... Po prostu Jednych Ludzi bardzo mi brakuje, Drugich Ludzi nie chcę tracić, lecz lepiej poznać... Nigdy nie zakładałem życia w ukryciu, takowym ja wpędzałbym się tylko w poczucie winy. Naprzemienne maski nie są dla mnie, przy najmniej nie na dłuższą metę.
Usuńjak nie za słowa, to za co mamy Cię łapać? ;p
OdpowiedzUsuńMatek, jedną nogą już jesteś w świecie, w jakim się odnajdujesz. zrobiłeś może jeden krok, może dwa czy nawet trzy. ale to są milowe odległości pomiędzy tym, co było a realną teraźniejszością. z przyjemnością podglądam Twoją naukę chodzenia po gejowskim świecie. najpierw raczkowałeś, wyzwalając prawdziwe uczucia, potem samodzielne chodzenie, pierwsze kroki uczciwości wobec przyjaciół. teraz zaczniesz biegać. też będę kibicował, będąc widzem gdzieś na trybunach życia, tu lub "tam" [aluzja końcówki postu zrozumiana]... dobiegniesz do mety. jestem tego pewien!
robisz postępy. uczysz się siebie... to ważne. tylko po co wciąż sobie wszystko wyrzucasz? wczoraj minęło, jutra nie możemy być pewni, więc żyj teraźniejszością. zacznij od nowa odgradzając się od tamtego. nigdy nie jest za późno, by kochać! nigdy! tylko jeśli nie kupisz losu na loterii miłości, to jak masz oczekiwać wygranej? jeśli nie głównej, to chociaż drobnej... trzeba zainwestować, przejść się do kolektury po los. ale czasami warto. jeśli nie wygrasz za pierwszym razem, to wygrasz innym. dobroć dawana wraca do ludzi, a w Tobie jest tak wielki pokład tej dobroci, że starczy jeszcze na kolejnych 64 członków obserwujących Twojego bloga. każdy z nas coś wynosi z Twoich postów - nikt temu nie zaprzeczy. wystarczy poczytać komentarze, jakie Ci zostawiają...
nie żałuj minionych dni, one pomogły Ci stać się tym, kim jesteś teraz! z mojej strony [na wszelki wypadek] ogromne podziękowania. wiele dla mnie zrobiłeś! nigdy tego nie zapomnę... ściskam ciepło! i proszę egoistycznie o dalsze wsparcie. Ty jeden wiesz, że będzie potrzebne. ściskam i do miłego...
Sam ze strachem i nadzieją zerkam na pokonany już dystans. Kto go sam nie przeszedł (bo szybko się ujawnił, bo nadal się nie ujawnił albo bo jest heteronormatywny), z trudem mnie zrozumie. Nie szufladkuję się do żadnej z wymienionych grup. Jaka będzie meta...? Kibicuj, biegnij razem ze mną, bądź tutaj, wracaj.
Usuń@ Znajomi którzy dowiadywali się o mnie jako pierwsi też mówili, że w takim razie muszę mieć do nich zaufanie, bo nie łatwo coś takiego wyznać. A szczególnie komuś bliskiemu.
OdpowiedzUsuń@ mi też mówili że się świetnie kryłem i maskowałem
@ Facetom się gorzej o sobie mówi. To fakt, wiem bo też tak czułem. I za każdym razem jak teraz komuś mówię to dziewczynie nie mam problemu, ale z chłopakiem mam duży opór. I też nie chciałem aby bliskie mi osoby dowiedziały się od osób trzech a nie od mnie- to by świadczyło o braku zaufania.
@ wielu osobom Twój blog też pomoże się zaakceptować, zobaczyć że inni mieli podobne problemy ze swoją orientacją - taka nadzieją, że nie jest się samym ze sobą z homoseksualizmem
@ powrót do portali społecznościowych - jak już tym najbliższym powiesz o sobie to oni nie będą pytać, a Ci co będą pytać to pewnie Ci dalsi znajomi, którzy nie muszą wszystkiego o Tobie wiedzieć
@ jeśli ktoś wykorzysta Twój blog to świadczy że jest niedojrzały i jest homofobem. To nie jest łatwe zaakceptować swoją 'inność' która wg norm uznawanych przez wszystkich nie dla każdego jest czymś normalnym
Podziwiam Cię, Rafał, naprawdę. Bo wiem, przez co przeszedłeś, a mimo to w międzyczasie udało Ci się to wszystko, co osiągnąłeś. Heh, a skoro Ty wiesz, co mnie dopiero czeka, to dlaczego mnie nie zawracasz? :)
UsuńOdnośnie dalszych znajomych obawiam się, że też są mną zainteresowani, bo ja taki raczej aktywny tam byłem...
A ja dziękuję Ci za szczerość... niewielu potrafi się na nią zdobyć... Trzymam za Ciebie kciuki :)
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie po pierwszym coming oucie coraz bardziej cieszę się, że wreszcie mogę być szczery i tajemnica coraz mniej mnie krępuje. Dzięki :)
UsuńBlog jest fajnym opisem drogi do samego siebie, myślę, że wiele osób obu orientacji jest w stanie bardzo wiele z niego wynieść i się nauczyć. Dobra robota! :D
OdpowiedzUsuńDrogi kręte, więc wsparcie przydatne, i ja dziękuję :* :)
UsuńCieszy mnie coraz większa pewność tego, co robisz.
OdpowiedzUsuńCzytam o Tobie od niedawna, ale poczynić takie postępy w kilka miesięcy to dużo, bardzo dużo.
Pewnie trudniej jest pokazać prawdziwą twarz osobom bliskim, które przyzwyczaiły się do Ciebie w masce i mogą się poczuć dotknięte brakiem zaufania dotychczas (oby tylko takie uczucia negatywne Cię spotkały), albo zaskoczone, a może nie będą wiedziały, co mają z tą informacją robić.
Wszystko zależy od ich otwartości, na świat, na ludzi, na innych :)
Ale trzeba i warto być sobą właśnie wobec nich.
A może zdziwisz się pozytywnie?
Może mimo głupkowatych kawałów o gejach będą umieli powiedzieć: o to jest przecież nasz Mateusz, on nie może być nikim złym, bo znam go przecież od tylu lat, na tylu imprezach się razem bawiliśmy itd.
Jest taki fajny film o parce strażaków, gdzie po nagłej śmierci żony okazuje się, że przez jakieś zawiłości ubezpieczeniowe ten drugi straci bardzo dużo pieniędzy i będzie miał problem z wychowaniem i utrzymaniem dzieci w pojedynkę.
Wtedy jeden z nich wpada na szatański pomysł, że będą udawali parkę gejowską.
A że to jego najlepszy przyjaciel, daje się na to namówić.
I tak się sytuacja rozwija, pojawia się mnóstwo elementów komicznych, najpierw jest duży opór otoczenia, strażacy wykazują typowo homofobiczne zachowania, aż wreszcie okazuje się, że otrzymują wielkie wsparcie od otoczenia :)
Obejrzyj, pośmiejesz się i spodoba Ci się na pewno (chyba że już widziałeś).
Ten film to Państwo młodzi: Chuck i Larry.
Miłego wieczorku!
iw
Ja sam lubię kawały o gejach opowiadać w heteroseksualnym towarzystwie które o mnie wie. To tak jakby moje koleżanki blondynki wkurzały się na dowcipy o blondynkach (fakt że czasami są obleśne). Trzeba mieć dystans do siebie :))
UsuńAle to wszystko przychodzi z czasem :))
O tak tak, kawały o gejach są najlepsze wśród heteryków :D
UsuńAlbo też jak jestem wśród hetero-znajomych co o mnie nie wiedzą i nagle o kimś mówią: "Ale pedał/gej"
UsuńOczywiście ich sposób wyczucia cudzej orientacji polega na tym, że patrzą czy koleś dobrze ubrany, albo czy ma kolczyk w uchu. Najczęściej ich typy na gejów to jedno wielkie pudło, a ja się w myślach śmieję że gej stoi obok nich :D:D:D
Nie raz myślałem jakby niektórym mina zeszła jakbym nagle powiedział o sobie :]
Zanim odpowiem na resztę ;) już nie mogę się powstrzymać: właśnie to dla mnie jest najlepszym żartem, gdy ktoś przy mnie wyzywa innych od pedałów i gejów, nie domyślając się, że prawdziwego geja ma obok siebie :D :D i faktycznie, zrzednięcie miny: bezcenne ;) Nie próbowałem jeszcze, ale takiemu jednemu Koledze to kiedyś "podziękuję" ;) tylko się trochę muszę pewniej jeszcze poczuć.
Usuń@iw, no imprezy to dopiero przede mną :P niestety, bo ja się aż tak siebie wstydziłem, że nie imprezowałem, a teraz trudno zrzucić maskę poważnego człowieka (którym nie jestem, co najlepiej wiedzą dwie Koleżanki i z resztą najbliższe otoczenie).
UsuńPS. Film obejrzę, jeśli tylko nań trafię, dzięki! :)
A ja znow spozniona;/ I znow Vermis napisal za mnie komentarz:))
OdpowiedzUsuńMateusz, odkrywanie sie przed innymi jest trudne dla kazdego. Jedno jest pewne, jesli beda straty to problem jest nie po Twojej stronie. Nie wyobrazam sobie, zebym miala okazje miec w zyciu kogos takiego jak Ty i zebym mogla z tej przyjazni/znajomosci zrezygnowac. A wiec jesli ktos zrezygnuje, to znaczy, ze niestety od poczatku nie zasluzyl na Twoja obecnosc w jego/jej zyciu.
Jeszcze sobie pozwole na prywate, bo nie wiem czy sprawdziles moja odpowiedz na Twoj komentarz w jednej z moich starych notek, wiec powtarzam tutaj.
Oczywiscie, jak tylko kiedys wybierzesz sie do Stanow, to ja nie tylko chce, ale narzucam na Ciebie obowiazek zawiadomienia mnie o tym. Bardzo, bardzo chcialabym Cie poznac!!!!!!!!!!!
To co ja mam powiedzieć, jak odpowiadam po tygodniu?!? ;)
UsuńOdkrywanie jest trudne dla każdego, ale nie każdy tak integralną kwestię musiał ukrywać, niektórzy żadnej podobnej życiowej tajemnicy nie mieli.
Obowiązek przyjęty :D :D Już się cieszę :)
wiesz co Ci powiem, Ty strasznie widzę walczysz sam ze sobą, musisz troszkę wyluzować bo oszalejesz!!!!!!! nie wiem co się dzieje w Twojej głowie bo nigdy nie będę na Twoim miejscu ale juz to kiedys pisałam...czy ty siebie akceptujesz ??? jezeli Ty siebie akceptujesz to inni tez będą. Ludzie naprawdę nie szukają i nie węsza czy to gej nie gej a juz szczegolnie kobiety!!!!bo my to mamy w dupie, poważnie!!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z ostatnimi zdaniami wypowiedzi MamaMy. Jeśli chodzi o znajomych i rodzinę - jest mi obojętne, czy ktoś jest homo czy hetero (o obcych osobach nawet nie wspomnę). Najważniejsze jest to, żeby bliskie mi osoby były spokojne, bezpieczne i szczęśliwe.
UsuńHeh, to już bym nawet wolał, żeby mnie w dupie mieli faceci, a nie kobiety :P A tak serio, na tym właśnie polega absurdalność obaw ukrywającego się o to, że wszyscy wiedzą. I nie jest do końca tak, że nikt nie obserwuje. Ale grałem dobrze, to któż mógł wiedzieć.
UsuńCzy ja siebie akceptuję, a jak myślisz? :)
Na wstępie gratuluję odwagi i trzymam kciuki za kolejne uświadamiające rozmowy. Co to znaczy, że gardziłeś miłością? Może tylko wyobrażeniem czegoś, co bywa tak nazywane, ale nią nie jest?
OdpowiedzUsuńGardziłem miłością, tzn. nie uznawałem tego uczucia do mężczyzny w moim życiu. Uważałem, że nie chcę tego, nie potrzebuję, obejdę się, przeżyję bez niego, mogę być szlachetniejszy i temu nie ulegać. W gruncie rzeczy, masz rację, miałem stereotypowe wyobrażenia o samym sobie. I takie stereotypy odrzucałem (mnie one nie dotyczą, więc nie chcę być homoseksualistą).
UsuńMoje gratulacje. A co do tego że się nie domyślały one się interesowały tobą. Ale masz dobrą maskę.Wiem coś o tym sam miałem naprawdę dobrą. Teraz ją uchyliłem i sam nie wiem czy nie żałuje. Obie drogi są trudne. Nawet bardzo trudne. Wiem coś o tym. A co do przyznawania się facetom to dopiero trudne.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Póki co, jestem w takim momencie, że choćbym miał żałować, dla dowodu samemu sobie napiszę: NIE ŻAŁUJĘ i nie będę nigdy żałować, tak przynajmniej chcę myśleć i działać. Prawdy miałbym się wstydzić? Obie trudne, ale tylko jedna szczera i piękna.
UsuńPEDAŁY !!! Aberracja jest uleczalna !
OdpowiedzUsuńWidzę, że kolega się ładnie przedstawił. Tylko z wykształceniem kiepsko.
UsuńHeheh, ciekawe czy Anonimowy Pan się leczy. ; )
Usuń(no, oblałem się kawą...)
Myślę, że jesteś bardzo odważnym facetem...
Usuń@Dziubaczyca, wypowiedziało się czterech facetów (ja, anonimowy, erjota i Szymon), który jest odważny i dlaczego?
UsuńAnonimie, musze Cie zmartwic, homoseksualizmu sie nie LECZY, bo nie jest choroba.
UsuńPodobnie jak nie leczy sie chamstwa, ignorancji i tchorzostwa, owszem mozna te cechy modyfikowac, ale obawiam sie, ze w Twoim przypadku jest juz za pozno. Przykro mi, bedziesz musial z tym zyc do konca, to musi byc straszne, wspolczuje.
@erjota, trafna uwaga, dzięki ;)
Usuń@Szymon, pewnie Anonimowy uważa, że jak tak pokrzyczy, to nie będzie musiał się leczyć. Ależ ja jestem złośliwy wobec ukrytego geja..! Przepraszam.
Część I
OdpowiedzUsuńMateuszu będzie w dwóch częściach...
komentarzowi Anonimowego nie ma co poświęcać więcej uwagi niż zajmuje jego przeczytanie ze względu na jego anonimowość właśnie i chamstwo.
Niemniej jednak ważne, żeby nie ponieść się emocjom. Ja ze swojej strony chciałbym zwrócić uwagę na pewne nieścisłości w opiniach pojawiających się w komentarzach.
Pomimo tego, że temat orientacji homoseksualnej jest szeroko obecny w mediach jednak mało tam konkretów a dużo właśnie emocji. Pomimo całej, uczciwie i bez urazy to powiedzmy, propagandy, żadne poważne środowisko naukowe nie wypowiedziało się jednoznacznie na temat genezy homoseksualizmu. Pojawiają się wyniki badań, hipotezy coś sugerujące, ale na pewno nie jedna powszechnie akceptowana i przyjęta teoria naukowo wyjaśniająca ten fakt.
Jeżeli się mylę, bardzo proszę - i nie jest to prowokacja - o podanie mi konkretnej i powtarzam: naukowej a nie popularnonaukowej lub propagandowej literatury.
Kolejna sprawa. Można zaobserwować coraz bardziej niebezpieczny trend w traktowaniu pacjenta w terapii psychologicznej. Otóż kiedy przychodzi z problemem psycholog ma już gotowe i wyrobione zdanie na ten temat, np. "musisz zaakceptować siebie takim jakim jesteś", bez specjalnej próby wniknięcia w to, z czym do nas przychodzi.
Możemy dzisiaj nie zgadzać się z wszystkim, co głosił Freud, ale czy dalej nie powinno być dogmatem wszelkiej terapii to, co napisał: "odcinamy się zdecydowanie od traktowania pacjenta jak naszej prywatnej własności, od decydowania o jego losie za niego, od narzucania mu naszych ideałów... w służbie konkretnej filozofii. Według mnie, jest to stosowanie przemocy (wobec pacjenta)".
Pacjent przychodzi z konkretnym problemem i albo psycholog podejmuje mu się pomóc albo informuje go o tym, że nie potrafi mu towarzyszyć.
Gdybyś na przykład Mateuszu poszedł do psychologa prosząc go o pomoc w lepszym zaakceptowaniu orientacji, którą odkryłeś powinien to uszanować i albo zaproponować Ci konkretną pomoc lub - i potrafię to sobie wyobrazić - powiedzieć, że nie potrafi, nawet przyznając, że ma w tej sprawie innej zdanie. Zmuszanie Cię do czegokolwiek wbrew Tobie byłoby przemocą wobec Ciebie.
chesterton79@gmail.com
Na Twój komentarz odpowiem odrębnym blogowym wpisem, cierpliwości. Wstępnie tylko dodam, że wszystko co napisałem na blogu jest prawdą, jeśli chronologicznie poczytasz, od wyparcia poprzez akceptację. Autentycznie to przeszedłem i czuję potrzebę pomagania w tym innym, ale nie w sposób, jaki sugerujesz. Cierpliwości, więcej na blogu. Tymczasem pozdrawiam.
Usuńczęść II
OdpowiedzUsuńW Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10 (International Statistical Classification of Diseases and Related Health Problems) zatwierdzonej przez WHO i obowiązującej w Polsce od 1996 r., pod numerem F.66.1 znajdujemy: egodystoniczną orientację seksualną (http://apps.who.int/classifications/icd10/browse/2010/en#/F66.1).
Orientacja seksualna niezgodna z ego (egodystoniczna) traktowana jest więc jako zaburzenie.
Tak więc Mateuszu tak samo jak Ty, gdybyś chciał pomocy w Twoim umacnianiu Twoje orientacji mógłbyś prosić o pomoc psychologa, on albo powinien pomóc ci lub jak pisałem wyżej przedstawić swoje stanowisko negatywne, ale w żadnym wypadku nie powinien Cię zmuszać do drogi w drugą stronę (musisz stać się heteroseksualny) tak samo osoba z niechcianymi przez siebie odczuciami homoseksualnymi ma prawo do szukania pomocy.
Teksty od psychologa w stylu "musisz zaakceptować siebie takim jakim jesteś" nie tylko są nieetyczne, ale brakuje im poparcia faktami naukowymi i są gwałtem na psychice drugiego, który szuka pomocy.
Tylko czy potrafimy dzisiaj zaakceptować nie tylko swoją homoseksualność, ale także to, że ktoś może chcieć ją zmienić?
Czy to nie tragiczne, że walcząc o tolerancję i poszanowanie naszych homoseksualnych uczuć nie mamy litości i szacunku dla tych osób, które chciałyby wyruszyć w drugą stronę?
Ten sam Robert Spitzer naukowiec prowadzący zespół naukowców, który usunął homoseksualizm z listy chorób napisał w 2001 r.: "wbrew tradycyjnym przekonaniom, niektóre wysoce zmotywowane jednostki, dzięki podejmowaniu zróżnicowanych wysiłków, mogą uzyskać znaczącą przemianę w wielu wskaźnikach orientacji seskualnej i dobrze funkcjonować jako heteroseksualiści".
(więcej: R.L. Spitzer, "Can some gay men and lesbians change their sexual orientation? 200 participants reporting a change from homosexual to heterosexual orientation, Archives of Sexual Behavior, 32(5) 403-417).
Są też tacy, którzy nie szukają może pomocy, ale zdecydowali się z innych powodów na inny styl życia.
http://chrzescijanin-homoseksualny.pl/forum/phpBB3/
pozdrawiam
Charles
chesterton79@gmail.com
Mogę prosić o wyjaśnienie, czym jest ego? Jestem przekonana, że nie mam ego, ale chciałam się upewnić. Pozdrawiam.
UsuńUh, przepraszam, że mój pierwszy komentarz na blogu dotyczy innego komentarza, a nie treści postu, ale obiecuję rychłą poprawę :)
UsuńTak więc drogi Charlsie, wybacz, ale to, co napisałeś jest w dużej części błędne.
Prawdą jest to, że nie znamy dokładnej genezy homoseksualizmu - nie prawdą jest jednak to, że teoria o dominującym wpływie wychowania, czy też doświadczeń z okresu wczesnego dzieciństwa jest traktowana równorzędnie z teoriami wskazującymi na szeroko rozumiane przyczyny biologiczne. Nie prawdą jest też, że nie wypowiedziało się na ten temat żadne znaczące ciało naukowe - warto chociażby zapoznać się z oświadczeniem Królewskiego Kolegium Psychiatrów (Royal College of Psychiatrists) z roku 2007.
Prawdą jest, że wielu psychoterapeutów nie podejmuje się "terapii" homoseksualizmu i starają się raczej przekonać pacjenta do zaakceptowania swojej orientacji - nie prawdą jest, że robią w ten sposób pacjentowi krzywdę. Powiedz mi proszę, kto wyrządza człowiekowi większą krzywdę - psycholog, który chce pomóc pacjentowi zaakceptować jego orientację i zbudować satysfakcjonujący związek z innym człowiekiem, czy ten, który nie mając nawet pewności, czy jest w stanie "wyleczyć" homoseksualizm (gdyż jak sam przyznałeś geneza tego zjawiska jest tematem spornym) podejmuje się terapii, często powodując potworne krzywdy? Wiesz na pewno o istnieniu ruchu ex-gejowskiego, ale czy pamiętasz też o tym ex-ex-gejowskim? O ludziach, którzy zostali skrzywdzeni przez szarlatanów i nakłonieni do odrzucenia swoich naturalnych potrzeb?
Prawdą jest również, że homoseksualizm odrzucany przez ego jest uznawany za zaburzenie. WHO nie precyzuje jednak sposobu terapii. Faktem jest jednak, że w tym wypadku, istnieją zdecydowane oświadczenia prestiżowych organizacji naukowych, które zdecydowanie potępiają próby prowadzenia "terapii konwersyjnych" (jak choćby wspominane RCoP). Zdaję sobie oczywiście sprawę, że wg. ciebie jest to wynik "propagandy", którą tak ochoczo nazywasz tezy, które nie zgadzają się z Twoimi wyobrażeniami - no cóż, pozostaje tylko Twej ocenie, czy sam nie jesteś aby ofiarą propagandy i indoktrynacji. Pragnę Ci też przypomnieć (albo poinformować), że metodologia badań wspomnianego przez Ciebie R. Spiltezra była wielokrotnie krytykowana do tego stopnia, że całkiem niedawno sam Spilter wycofał się ze swoich postulatów.
Linku do strony o chrześcijanach - homoseksualistach komentować nie będę, gdyż każda terapia, która odwołuje się do wiary może być z góry uznana za nie naukową.
Pozdrawiam
hej, gratuluje pierwszych krokow. ja zrobilem je juz dawno, ale pamietam ile mnie wtedy kosztowalo. kazda osoba to bylo jak wejscie na szczyt, co raz wyzej i wyzej. i nigdy nie spotkala mnie zla reakcja, nikt sie nie odwrocil. teraz wie juz mnostwo osob, takze w pracy. jedyny problem to rodzina. tu brak odwagi, ale twoja droga torche mnie motywuje i dodaje sil. dzieki wielkie.
OdpowiedzUsuńZ rodziny za sobą mam tylko jedną kuzynkę, póki co... Nie wiem, czy warto się bardziej ujawniać. Nie zachęcam, choć w perspektywie czasu ja pewnie będę poszerzał kręgi, zobaczymy...
Usuń