2012-06-07

Grzech młodości

Czas wypierania i żałowania, dlaczego jestem gejem, mam za sobą.

Ale wciąż został mi inny ból, który próbuję w sobie zwalczyć, bo nie warto się na nim dłużej zatrzymywać: że tak dobrowolnie przez tyle zbyt długich lat zapierałem się samego siebie, tłumiłem w sobie prawdziwe uczucia, odrzucałem możliwość pokochania mężczyzny... Przestałem to wypierać, ale cholernie boli, jakim prawem w ogóle mogłem, jak do tego doprowadziłem, jak mogłem być tak nieczuły i pozbawiony wszelkich uczuć. Nie poznaję siebie z tamtych lat.

Boję się, że kiedyś gdy umrę, Pan Bóg powie — obdarowałem Cię pięknym darem, byłeś gejem, w jaki sposób skorzystałeś z Mojego daru? A ja co mu odpowiem? Boże, dzięki za Twój dar, ale taki to ja miałem gdzieś, nie obchodził mnie, nie chciałem go, gardziłem nim, wolałbym co innego? Boję się, że na koniec mych dni będę się musiał rozliczyć przed Nim z grzechu zaniechania, który już popełniłem. Że mnie nie było dla Mężczyzn lub Mężczyzny mojego życia, że mnie nie było dla Ludzi. Nie było mnie w Ich życiach, nie było Ich w moim własnym. Że nie kochałem, choć samotność nie jest moim powołaniem. Że podczas gdy wszystkich Ludzi obdarzałem szacunkiem, jednego człowieka szczerze nienawidziłem — siebie.

Jako pierwsze skojarzenie do tytułu posta być może ktoś pomyślałby, że za grzech mojej młodości jako osoba wierząca mógłbym uważać np. przebieranie partnerów seksualnych. Być może trudno to pojąć, ale tak tego nie odbieram i takiego doświadczenia niestety nie mam. Takim grzechem było zaś to, że w ogóle nie otworzyłem się na miłość w jakiejkolwiek formie. Mogę sobie ufać na tyle, że wiem, że uczyniłbym to roztropnie, ale i tak każde potencjalne uczucie odrzucałem i zabijałem.

Tych wszystkich zaniechań wstecz nie naprawię. Tego wszystkiego żałuję i za to przepraszam.

Wbrew pozorom, zaniechanie takie uniemożliwiało mi również budowanie głębszych, szczerszych i prawdziwszych relacji ze znajomymi i członkami rodziny. Unikałem kontaktów osobistych, tych wszystkich naturalnych i spontanicznych sytuacji między ludźmi, bo wydawało mi się, że nie będąc narażonym na widok mężczyzn, mniej grzeszę (tak jakby postrzeganie atrakcyjności miałoby być grzechem — tak kiedyś się zadręczałem). Wolałem trzymać Ludzi na bakier przez fejsbuki, enki i gie plusy, bo z dala od męskich oczu pozornie nie musiałem czuć się homoseksualistą (choć cały czas przecież byłem i jestem).

Wydawało mi się, że się zmienię. Wyrzucałem sobie, że mógłbym przejść „terapię” i „leczenie”. Nic takiego nie próbowałem, bo to oznaczałoby przyznanie się, że faktycznie jestem homoseksualistą, a tego przecież unikałem, sam zadręczając się każdym elementem prawdziwej orientacji seksualnej. Choć cały czas byłem taki sam, cały czas wiedziałem i otrzymywałem gdzieś przypadkiem nieprzypadkowo kolejne potwierdzenia, że tak właśnie miało być, że jestem gejem.

Nie spodziewałem się, że Ktoś, od Kogo podświadomie lecz niesłusznie oczekiwałem tylko homofobii, nienawiści i potępienia (jeszcze raz przepraszam!) — będzie w stanie szybciej i łatwiej niż ja sam zrozumieć fakt, że homoseksualizmu leczyć ani zmienić się nie da. Dziś jest dla mnie to oczywiste, ale latami czułem się winny i wstydziłem się samego siebie. Bo całe moje otoczenie negatywnie wypowiadało się o homoseksualistach, w najróżniejszych epitetach i dorabianych teoriach. Głuchy i ślepy w końcu nie jestem, a takie rzeczy wychwytywałem w sposób naturalny. Nawet w szkołach nie usłyszałem niczego poza tolerancją zboczenia, jak więc miałem siebie wtedy zaakceptować. Przeto ilekroć dzisiejsi Nauczyciele w szkołach dostrzegają taki problem i rozmawiają o tym z młodzieżą — w imieniu młodych gejów i lesbijek, którzy pod Waszą opieką staną się dorośli: dziękuję!!

Definitywnie żegnam tamten okres mojego życia. Nie będę się już zadręczał długimi latami agonii. Nie chcę. Było, minęło.

Moi blogowi Przyjaciele (dziękuję Wam za wsparcie!!) podpowiadają mi w różnych momentach, że może tak właśnie miało być, że dopiero teraz dorosłem do takiego życia, że dzięki temu jestem otwarty na miłość, że jeszcze nie skrzywdzony w ogóle w nią wierzę...

Faktycznie, wierzę w prawdziwą miłość, która może trwać nie tylko chwilę. Tylko że z dziesiątek oderwanych chwil przyjemności nie ulepię wieczności. Ależ oczywiście, że tak można, tak łatwiej, nawet przyjemniej, ot poprzestać na niezobowiązującym seksie. Bardzo korci, jestem przecież człowiekiem. Doskonale rozumiem potrzebę fizycznej bliskości odpowiednio mężczyzny i kobiety, mężczyzny i mężczyzny, kobiety i kobiety. Nie chcę jednak poprzestać tylko na potrzebach fizycznych. Brakuje mi całego mężczyzny, a nie tylko części jego ciała.

Jutro obiecany coming out wobec drugiej Koleżanki, która czuje się nieswojo, że z Pierwszą nagle mamy jakąś tajemnicę, z której była przez tydzień wyłączona. Trzymajcie kciuki!

I co dalej? Docelowo kilka zaplanowanych osób, a potem?


James Blunt, Tears And Rain z albumu Back to Bedlam, 2004

32 komentarze:

  1. Mateuszu, do wszystkiego należy dojrzeć, a jeśli nawet (Twoim zdaniem)pózno dojrzałeś do tego, by przyznać się ,że jesteś gejem, to w końcu to zwerbalizowałeś i jest w porządku.Naucz się poza tym niczego nie żałować z tego co było- było, minęło, należy wyciągnąć wnioski na przyszłość i rzecz odłożyć ad acta, bez ciągłego tam zaglądania.Najważniejsze byś kochał i szanował człowieka, mniej istotna jest jego płeć.Gdy ogarnia Cię smutek i jakiś niepokój ,że jesteś gejem to wtedy pomyśl sobie - co za szczęście, że nie jestem transseksualistą. Mam kolegę,który zmienił płeć po dobrych długich latach małżeństwa.Był nieszczęśliwy jako mężczyzna, jako kobieta też
    mało szczęśliwy jest. To znacznie trudniejsze niż bycie tylko gejem.Wiesz, wierzę,że spotkasz kogoś, z kimś połaczy Cię i przyjazń i miłość. Bo sama miłość, bez przyjazni nie daje trwałego związku, ani w hetero ani w homo związkach.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt często odkładam/zaglądam ad acta, żeby tak łatwo sobie wybaczyć. Łatwiej zapisać magiczne zaklęcie na blogu ("żegnam tamten okres") niż wyczekać aż się spełni.

      Staram się nie pocieszać cudzym nieszczęściem, prędzej już mobilizować, gdy ktoś pokonuje własne problemy choć są większe niż moje.

      Nie chcę pozostawić po sobie tylko chwil ani zbierać ich po innych...

      Wzajemnie :)

      Usuń
  2. tradycyjnie odnajduję tu cząstkę swojej przeszłości... skrywanie pragnień i wstyd przed nimi - to najczęstsze uczucia, jakie mi towarzyszyły od 15 roku życia... ale czego się wstydzić? to nie choroba, ani nawet inność. po prostu [jak to słusznie napisałeś] dar. trzeba go umieć wykorzystać. jestem pewien, że ten, który wg Biblii jest MIŁOŚCIĄ, rozliczy właśnie z miłości, czyli jak kochaliśmy a nie kogo! nie jest przecież terrorystą, który patrzy i czerpie sadystyczną radość z naszych upadków, wahań itd. stworzył nas na swoje podobieństwo, więc mamy darzyć innych własnie miłością... bez względu na jej przejaw: partnerska, przyjacielska, rodzicielska itd.

    Mateuszu, wiesz, że trzymam za Ciebie kciuki. od dawna. zazdroszczę Ci odwagi. ja nie umiem powiedzieć. choć chciałbym. będzie dobrze. :) i nie dziękuj nam, skromnym belfrom. to nasza powinność nauczyć szacunku - nie do geja, ale do CZŁOWIEKA. a młodzież chętnie rozmawia, ogląda, bo to jest mądrość życiowa, a nie sztuczne encyklopedyczne regułki, które na nic się nie przydadzą!

    KOCHAJ i rób, co chcesz. w takiej kolejności... wtedy i seks jest piękny. bo czerpiesz z takowego przyjemność duchową [a nie wyłącznie fizyczne odreagowanie]. pozdrawiam ciepło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, to żaden wstyd. Staję się powoli (a może wcale nie tak powoli? ale na pewno wciąż jeszcze nieśmiało) "bezwstydny", w tym sensie, że nieśmiało nie czuję wstydu ani w trakcie ani po coming oucie. Nieuzasadnione poczucie wstydu wmówili nam Ludzie. Naprawdę [gooooooooool 1:0 dla Niemiec ;)] nie mamy czego się wstydzić.

      Dokładnie tak (déjà vu...), rozliczani będziemy z miłości, tylko to naprawdę się liczy...

      Nie masz czego zazdrościć, bo jeszcze nie dostałem po głowie, na razie działam na kredyt. Jak mnie skrzywdzą, wtedy pogadamy na temat zazdrości :P

      Właśnie mi się przypomniało, że w liceum na godzinie wychowawczej (tak to chyba nazywaliśmy?) nie byłem na jednej jedynej przez cztery lata lekcji, o której rozmawiano o mniejszościach seksualnych (chyba byłem chory). Ironia losu, nawet to przegapiłem ;)

      Dokładnie tak (ależ Ty mądrze piszesz!), chciałbym od seksu czegoś więcej... ale jakże doskonale rozumiem (choć niestety nie mogę powiedzieć, że z autopsji i lepiej mnie nie kusić) gdy czasem Człowiek godzi się na zadowolenie tylko fizycznych potrzeb... Czy mi się uda, no tego jeszcze nie wiem.

      Pozdrawiam cieplutko do następnego komentarza, bo już wiem, że popełniłeś kolejny :) :)

      Usuń
  3. Też podobnego grzechu zaniechania się dopuściłam, ale udało mi się posklejać sumienie do kupy i jakoś to zracjonalizować, po prostu pogodzić się z przeszłością, pozostawić w spokoju i otworzyć nowe drzwi. Ile mi to teraz szczęścia dało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie żal za grzech zaniechania trzyma się mocno, sumienie doskwiera. A jeszcze kilka lat wcześniej nawet nie przypuszczałbym, że za mój grzech uznam (w zgodzie z sumieniem) brak miłości homoseksualnej... I z tego będę się kiedyś spowiadał w konfesjonale... Serio.

      Usuń
  4. Kurcze,musialo byc ciezko.
    Trzymam kciuki za to zeby juz bylo tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było ciężko kiedyś, jeszcze bywa teraz, ale i będzie bywało nadal w przyszłości, oby coraz rzadziej... Z perspektywy czasu wiem, że z czasem dawne przykre wydarzenia maleją w naszych oczach, można było je przeżyć, choć w ich chwili wydawały nam się jak nie do przejścia, np. matura, ukończenie studiów, znalezienie pracy, śmierć rodzica. Dzięki :)

      Usuń
  5. Powodzenia w kolejnym coming-outcie:))
    3mam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, przydały się :) Czy każdy kolejny raz jest łatwiej? Bo takiego nabieram przeświadczenia. Do następnego komentarza (pod Walką o ludzi).

      Usuń
  6. Wnioski wyciągnięte i spakowane, a Ty, gotowy do drogi. Sam zauważyłeś, że nie warto zatrzymywać się dłużej nad niektórymi sprawami, więc mam nadzieję, że ta notka to już ostatnie spojrzenie na stare kąty przed podróżą.

    Powodzenia jutro! Ruszaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nie warto, ale żal trzyma :) Pociąg ma opóźnienie, więc nie będę przeskakiwał na inny tylko z tego powodu. Dzięki, przydało się :)

      Usuń
  7. Jestem bardzo zadowolona, że na koniec tego wyznania grzechów zamieściłeś coś w rodzaju wytłumaczenia.
    Najistotniejszą według mnie częścią procesu dojrzewania jest wybaczenie sobie tych wszystkich niedokonań, które tak szczegółowo wymieniłeś.
    To bywa najtrudniejsze, bo mamy skłonność oceniać siebie nadmiernie surowo.
    Mamy wprawę w dowalaniu sobie, ocenianiu siebie, samobiczowaniu, brak nam natomiast miłości własnej w kochaniu siebie takimi, jakimi jesteśmy. Dlatego to wydaje mi się być najważniejsze :)
    Powodzenia w tym dziele nad sobą samym!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Proszę uświadom mnie, gdzie jakby wytłumaczyłem moje grzechy, bo sam nie wiem :) Dziękuję, choć to jedyne dzieło w swoim rodzaju, bo artystę wyjątkowo można podglądać w trakcie pracy... :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  8. Kiedyś w końcu oberwiesz ode mnie. I nie będzie to spowodowane orientacją seksualną, której nie potrafię zaakceptować. Oberwiesz za to przepraszanie, zobaczysz.

    Chciałbym napisać coś mądrego, jednak znasz mój stosunek do spraw, których dotyczą Twoje przemyślenia na temat grzechu zaniechania i rozliczenia się z Bogiem. Powtórzę raz jeszcze - każdy z nas posiada mniej lub bardziej subiektywne "zaniechania", tudzież "nadużycia". Zrozumienie istoty własnego położenia sprawia nam najwięcej trudności.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jeśli za przepraszanie miałbym oberwać, chyba bym się nawet z tym pogodził i nie miał Ci tego za złe :P bo przynajmniej to coś, na co mam wpływ... Na orientację seksualną, z perspektywy wieku stwierdzam, że nie mamy wpływu.

      Dużo ludzi żałuje własnych działań i zaniechań. Zrozumieć przyczynę oraz wyciągnąć i zastosować wnioski naprawdę jest trudno. Ale wszystko jest możliwe.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Wszystko juz zostalo powiedziane, nie pozostaje mi nic innego jak podpisac sie pod komentarzem Vermisa, ktory pieknie ujal to co sama chcialabym powiedziec:)
    Dodam tylko, ze ja zawsze wierze, ze w kazdym momencie naszego zycia jestesmy dokladnie tam gdzie powinnismy byc, nic tu nie wymaga zmian, ani zalowania. To co my z naszego subiektywnego punktu widzenia uwazamy za "stracony czas" jest niezbedne do naszej ewolucji. Czasem mamy okazje sie o tym przekonac pozniej, czasem nie, ale to sa wszystko doswiadczenia, ktore nas ksztaltuja i kazde jest wazne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pięknie dopowiedziane, szanowna [nie] pani... ;) nie ma w życiu przypadków. jesteśmy we właściwym czasie, w idealnych warunkach, z odpowiednimi ludźmi. czasem musi się stać coś złego, byśmy mogli coś sobie uświadomić, wejść na wyższy szczebel lub po prostu zacząć coś nowego! :)

      PS syn jeszcze nie zmienił orientacji? może czas go ratować? :P pozdrawiam, "teściówkę"...

      Usuń
    2. Vermis, mysle, ze to bezpieczne, wiec napisze, ze Cie kocham:)))))
      Kusisz, kusisz tym tesciowaniem, moze sprobuje popracowac nad synem:P
      Tylko nie odpowiadam za skutki, ten typ akurat juz w wieku 3 lat mial problemy z oderwaniem wzroku od damskiego biustu:)))
      Moze sie okazac niereformowalny;/
      Pozdrawiam:))

      Usuń
    3. @Stardust, wiem, że bez moich (nie)doświadczeń nie byłoby mnie dzisiejszego, prawdopodobnie nie byłoby tego bloga (przynajmniej w takiej ewolucji jaką przechodzi), nie poznałbym np. Ciebie, a to już byłaby dla mnie strata :* [serio], ale wybacz za szczerość: nie wiem, czy wszystko to równoważy moją nieobecność w Czyimś życiu... Pozdrawiam!! :)

      Usuń
    4. Mateusz, a nie pomyslales czasem, ze ten ktos w czyim zyciu masz byc, tez nie jest jeszcze gotowy?
      Czasem proces dojrzewania do wlasciwego zwiazku bywa dlugi po obu stronach.
      Moj maz (trzeci) powiedzial kiedys "czasem mysle jakby to bylo gdybysmy sie poznali te 30 lat wczesniej" Na co ja mu odpowiedzialam, ze gdyby tak sie stalo, to cala znajomosc ograniczylaby sie do wymiany nazwisk i uscisniecia dloni.
      30 lat wczesniej (od momentu kiedy sie faktycznie poznalismy) to ja mialam 18 lat i bylam glupsza od wlasnego buta. Nawet 20 lat wczesniej, tez nie bylam na tym etapie, zeby docenic takiego mezczyzne jakim jest Wspanialy (on naprawde zasluguje na te ksywke). A wiec poznalismy sie w odpowiednim czasie, dokladnie wtedy kiedy bagaz przeszlosci po obu stronach uksztaltowal nas na tyle, ze potrafimy sie wzajemnie docenic. I Ty tez wcale sie nie spoznisz i na pewno w odpowiednim czasie trafisz na tego kogos z kim masz dzielic radosci zycia.
      Ty przechodzisz swoja ewolucje i on gdzies tam, gdziekolwiek jest przechodzi swoja, wlasnie po to zebyscie obydwaj byli gotowi.
      Uwierz starej ciotce:))))
      Zwiazki homo i hetero sa przeciez takie same.

      Usuń
    5. Gdyby to tylko była kwestia na „jeszcze”, to OK, byłem i jestem cierpliwy, więc być może faktycznie tak miało być.

      Ale co jeśli Ktoś kiedyś był gotowy, ale JUŻ nie jest, bo zabrakło kogoś takiego jak ja w Jego życiu? I przez to nie będzie nam dane wspólne życie?

      Usuń
    6. Mateusz, a czy nie lepiej myslec, ze jesli cos Cie nie spotkalo/ominelo to znaczy, ze tak mialo byc i czeka Cie cos lepszego?
      Prosze przestaw myslenie na bardziej pozytywne tory i swiat caly sie przed Toba otworzy.
      Nikt nie chce byc z kims, kto wiecznie czegos zaluje, ludzie ciagna jak cmy do swiatla, do ludzi pozytywnych. Nie mozesz ciagle gdybac i gmerac w przeszlosci, tam juz nic nie ma do odkrycia. To co masz odkryc jest w przyszlosci:))

      Usuń
    7. Wbrew pozorom nie chodzi o pogrążanie się w przeszłości, lecz żal, że przyszłość nie zadziała się wcześniej, bo mogła inaczej wyglądać. Odpowiedziałem na priv :)

      Usuń
  10. Poważny krok, oby ta znajoma była prawdziwą koleżanką i wiedziałą jak dochowac tajemnicy tak byś nie czuł się nie swoją, ..///ja za ciebie będę trzymał kciuki. Rob wszystko małymi kroczkami nie bój się konsekwencji, bo napewno cię przykrości spotkają idź do przodu, bo to twoje życie i twoje serce.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może to nawet przyjaciółka, po prostu ostatnio boję się szafować słowem "przyjaciel".

      Dziękuję!! :* :) Póki co robię małe kroki, choć zarazem tak duże.

      Wiesz, tak sobie czasem "porównuję" życia opisywane na blogach, co robiłem (czego nie robiłem) ja, co robili (czego nie robili) inni blogerzy lub co mi/Was się przydarzało w danym roku życia lub roku kalendarzowym... Nie, żeby z tego miał wynikać jakiś wniosek, co lepsze lub gorsze, ot, wskazówka dla mnie, co mnie ominęło... Komuś może się wydawać, że lepiej się ustatkować, skończyć studia, mieć pracę i mieszkanie, niż tułać się po świecie i w jakimś sensie zależeć od innych ludzi. Wierz mi, proszę, z mojej perspektywy, wcale nie lepiej. Na pewno wygodniej i łatwiej. Ale choć miałeś trudniejszą drogę (wyobraź sobie, jak Cię za to podziwiam!!), to przez to szlachetniejszą i wbrew pozorom wiesz już sporo o życiu, nad wyraz dużo jak na swój młody wiek. A przecież wszystko dopiero przed Tobą! I to znacznie więcej niż przede mną.

      Usuń
  11. Nie masz czego żałować? Czy homoseksualizm czyni Cię gorszym człowiekiem? Wątpię... Tak myślą tylko Ci "niezdrowi" na umyśle :/ Bardzo bliska mi osoba z kręgu rodziny jest gejem i jest to najcudowniejsza osoba pod słońcem... i nie byłoby inaczej gdyby było inaczej :) Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, szkoda, że nie mamy wspólnych krewnych lub znajomych, być może dawniej byłoby mi łatwiej siebie zaakceptować. Na szczęście, mam to za sobą. Dzięki!! Pozdrawiam :)

      Usuń
  12. zastanawiam się wciąż i wciąż skąd w gejach tyle braku zrozumienia i akceptacji dla siebie. skąd tyle homofobii skierowanej do siebie? niby rozumiem, że otoczenie jest homofobiczne, wszelskiego rodzaju pseudoatorytety religijne są homofobiczne itd itd. moze to zabrzmi dziwnie, ale ja nigdy nie przechodziłem przez taki okres negowania samego siebie. bardziej odkrywałem siebie niż negowałem to co odkryłem. zastanawia mnie twoje widzenie tego problemu? dlaczego dopiero w wieku 30 lat znalezłeś tę siłę? powiem szczerze, że bardzo mnie to nurtuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego znalazłem siłę (motyw sprawczy), czy dlaczego było tyle lat błądzenia? Ja też tego nie rozumiem, ale z chęcią blogowo się uzewnętrznię, może sam się czegoś nowego o sobie dowiem...

      Usuń