Niemal wszystkie istoty, rzeczy i zjawiska na tym świecie mają swój początek i swój kres. Chwilę, gdy powstały, gdy zaczęły istnieć. I chwilę, w której przestają istnieć.
Nawet miłość ma swój początek, a może bywa tylko odkrywana, że po prostu wiemy, że niepostrzeżenie jest. Tylko ta jedna może przetrwać wieczność. Może. Nie musi. Miłość nic nie musi. Ona jest lub jej nie ma. Wiele rzeczy może człowiek robić pod przymusem i presją albo można zrobić za niego. Ale jedna rzecz jest ucieleśnieniem bezgranicznej wolności. Miłość.
Kiedyś ksiądz w liceum polecił nam napisać esej na wybrany temat o wolności, sprawiedliwości lub tolerancji. Tego ostatniego oczywiście się wystrzegałem, niestety wtedy nie chciałem być kojarzony i rozpoznany. Wybrałem dwa pierwsze, choć trzeba było tylko jeden. Praca przybrała taką postać, że miała dwa kierunki. W jedną stronę zadrukowane kartki były o wolności. W drugą stronę (do góry nogami od tyłu, po odwróceniu stawało się to przodem) zadrukowane kartki były o sprawiedliwości.
Bo wolność ma sens tylko przy sprawiedliwości, rozumianej jako konsekwencja podejmowanych wyborów. Wierzę, że wolność nie jest przypadkowa, daje nam możliwość kierowania własnym życiem, z którego zostaniemy rozliczeni.
Praca tak go ujęła, że dostałem za nią dwie szóstki, a po latach szóstkę na świadectwie maturalnym, choć nie miałem żadnych zasług jak inni. Ironia losu: gej ujął katolickiego księdza. Czy ksiądz się mylił? Bardzo chciałbym kiedyś jeszcze z Nim porozmawiać.
Dziś żałuję, że wśród tematów do wyboru nie było miłości. Bo wolność wynika z miłości. Wierzę, że wolność nie jest przypadkowa, wynika z miłości Boga do człowieka, który nie nakazuje siebie ani innych ludzi kochać. A jednak niektórzy jedno lub oba te uczucia w sobie odnajdują. I to jest piękne. Wierzę, że miłość nie jest przypadkowa, wynika z wolności. Do miłości nie da się zmusić. Miłość jest ukoronowaniem wolności. Wierzę, że jest darowana nam przez Boga, by człowiek nie musiał, a pomimo wszystkiego mógł i chciał.
W filmie Bruce Wszechmogący Bóg czasowo oddaje tytułowej postaci granej przez Jima Carreya swoje boskie moce. Może zmusić przyrodę i ludzi do wszystkiego, z jednym wyjątkiem: nie może sprawić, by go ktoś kochał... Gdy ten tego bezskutecznie próbuje i pyta Boga, co zrobić, by kogoś w sobie rozkochać, nie zmuszając do tego, Ten mówi: Witaj w moim świecie... Inny przykład. W filmie The Truman Show producent programu, kierujący prawdziwym, choć podglądanym życiem tytułowej postaci granej przez tego samego aktora, w finalnej scenie pozwala mu korzystać z wolności i opuścić świat, który mu stworzył.
Sprawiedliwość i wolność. Miłość i wolność. Wiara, nadzieja i miłość. I tak trwają trzy, bo najważniejsza z nich jest...
Paradoksalnie, sensem wolności jest miłość do Boga, ludzi i człowieka. Każdy realizuje swoją wolność na swój sposób, rozumiany lub nierozumiany przez nas samych, akceptowany lub nieakceptowany przez innych. A nie ma powodu, byśmy nie akceptowali cudzej wolności. Bo wolność nie musi mieć sensu, nie musi prowadzić do prawdziwej miłości. Nic nie musi. Jedynie może. I nawet gdy ją odkryje, wciąż jesteśmy wolni. To my decydujemy, kiedy i jakim słowom chcemy zaufać.
Zastanawiałem się, czy staję się katolickim heretykiem (nie mylić z heterykiem) wierząc, że Bogu podoba się prawdziwa miłość bez względu na jedno- lub różnopłciowość par. Że śmiem uważać się za katolika, akceptując fizyczną i duchową jedność dwóch mężczyzn albo dwóch kobiet. Że sam tego pragnę. Że spowiednika jedynie o tym informuję, bo Bóg nie widzi w tym grzechu. Z każdym dniem wierzę w to coraz bardziej.
Cierpienie mojej Cioci dobiegło kresu. Wzbudzała we mnie i mojej Mamie różne emocje. No bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, pięknie niedoskonałymi. Ja, Mama, Ciocia. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że gdy zastanawiam się, kto w mojej najbliższej rodzinie najbardziej pozytywnie korzystał z życia, to zaraz po mojej Mamie, na myśl przychodzi mi właśnie ta Ciocia. Carpe diem mogłoby być Jej dewizą. A piszę to tak z szacunkiem, jak zazdrością. Optymizm i humor próbowała zachować nawet w ostatnich chwilach świadomości... R.I.P.
Wiem, że niejeden Mateusz ma/miał wspaniałą Mamę. W życiu bywa różnie, dlatego każdy z nas potrzebuje wsparcia, choćby czasem się potknął. Za takie wsparcie i przypominanie, czego chcę, dziękuję Ci, A. :*
Niedoskonale niewinny Człowiek uświadomił mi, że moja własna Mama też ceniła sobie Freddiego Mercury'ego jako artystę i chyba jako całego człowieka. Wiem, że Mama wiedziała również o tym, że Freddy był homoseksualny. I dopiero teraz czuję i wiem, że zrozumiałaby, zaakceptowałaby, gdybym był tylko powiedział... A może nie musiałem...
Potrzebowałem się wyrwać, odetchnąć. Nie było Cię tam. Samemu to nie ma sensu, to nie to samo. Rosną we mnie różne rzeczy, także świadomość i spostrzegawczość. Widziałem dwie ładne, młode kobiety, mokre od deszczu, na wrocławskim rynku, całujące się, pośród setek ludzi. Wyglądały wtedy co najmniej tak samo pięknie jak para gejów niedawno na peronie. Chyba nawet nikt poza mną tego nie dostrzegł. A jeśli One dostrzegły mnie, być może myślały, że mi stanął... ten obraz przed oczyma. Tak, i nic poza tym. Ale kobietom łatwiej... Bo dostrzeżeni mężczyźni na takie romantyczne gesty się nie odważyli. Ale i tak wszystko było takie naturalne, piękne.
Kolorowy ptak w sukience na platformie?!? :D oplułem się :) Kto wie, ten wie :* a resztę zapewniam, że to nie mój ptak :D
Być może niektórzy z Was we mnie i tym blogu, odkąd nieświadomie sam nazwałem życie, świat i dusze pięknymi, na swojej mapie świata w umysłach wyobrażacie sobie piękno. Z jakichś przyczyn nadajecie takie znaczenie moim słowom. Nie napiszę przecież, że się nie cieszę, gdy zostawiam po sobie coś więcej niż zapach perfum czy tembr głosu :) Nie myślcie jednak, że zawsze miałem i mam optymizm, radość, piękno, wrażliwość i empatię na twarzy i w sercu. Teraz po prostu jestem sobą, wreszcie chcę sobie czasem pozwalać na ten komfort. Ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak jest, bo różne są okoliczności. Jestem osobą zwyczajną, a nie szynką. Przecież zwyczajna też smakuje. Cokolwiek dostrzegacie i przypisujecie niezasłużenie na moją korzyść, i w sobie możecie odnaleźć, i w sobie szukajcie i odnajdujcie. Bo nie liczą się upadki, lecz to, że chcemy z nich powstawać. Że za którymś razem faktycznie nam się to udaje.
Amen, kazanie skończone :P
Niedługo codziennej rutynie dam kres i odetchnę na dłużej. I Wam dam blogowo odetchnąć od siebie na dłużej.
Nawet miłość ma swój początek, a może bywa tylko odkrywana, że po prostu wiemy, że niepostrzeżenie jest. Tylko ta jedna może przetrwać wieczność. Może. Nie musi. Miłość nic nie musi. Ona jest lub jej nie ma. Wiele rzeczy może człowiek robić pod przymusem i presją albo można zrobić za niego. Ale jedna rzecz jest ucieleśnieniem bezgranicznej wolności. Miłość.
Kiedyś ksiądz w liceum polecił nam napisać esej na wybrany temat o wolności, sprawiedliwości lub tolerancji. Tego ostatniego oczywiście się wystrzegałem, niestety wtedy nie chciałem być kojarzony i rozpoznany. Wybrałem dwa pierwsze, choć trzeba było tylko jeden. Praca przybrała taką postać, że miała dwa kierunki. W jedną stronę zadrukowane kartki były o wolności. W drugą stronę (do góry nogami od tyłu, po odwróceniu stawało się to przodem) zadrukowane kartki były o sprawiedliwości.
Bo wolność ma sens tylko przy sprawiedliwości, rozumianej jako konsekwencja podejmowanych wyborów. Wierzę, że wolność nie jest przypadkowa, daje nam możliwość kierowania własnym życiem, z którego zostaniemy rozliczeni.
Praca tak go ujęła, że dostałem za nią dwie szóstki, a po latach szóstkę na świadectwie maturalnym, choć nie miałem żadnych zasług jak inni. Ironia losu: gej ujął katolickiego księdza. Czy ksiądz się mylił? Bardzo chciałbym kiedyś jeszcze z Nim porozmawiać.
Dziś żałuję, że wśród tematów do wyboru nie było miłości. Bo wolność wynika z miłości. Wierzę, że wolność nie jest przypadkowa, wynika z miłości Boga do człowieka, który nie nakazuje siebie ani innych ludzi kochać. A jednak niektórzy jedno lub oba te uczucia w sobie odnajdują. I to jest piękne. Wierzę, że miłość nie jest przypadkowa, wynika z wolności. Do miłości nie da się zmusić. Miłość jest ukoronowaniem wolności. Wierzę, że jest darowana nam przez Boga, by człowiek nie musiał, a pomimo wszystkiego mógł i chciał.
W filmie Bruce Wszechmogący Bóg czasowo oddaje tytułowej postaci granej przez Jima Carreya swoje boskie moce. Może zmusić przyrodę i ludzi do wszystkiego, z jednym wyjątkiem: nie może sprawić, by go ktoś kochał... Gdy ten tego bezskutecznie próbuje i pyta Boga, co zrobić, by kogoś w sobie rozkochać, nie zmuszając do tego, Ten mówi: Witaj w moim świecie... Inny przykład. W filmie The Truman Show producent programu, kierujący prawdziwym, choć podglądanym życiem tytułowej postaci granej przez tego samego aktora, w finalnej scenie pozwala mu korzystać z wolności i opuścić świat, który mu stworzył.
Sprawiedliwość i wolność. Miłość i wolność. Wiara, nadzieja i miłość. I tak trwają trzy, bo najważniejsza z nich jest...
Paradoksalnie, sensem wolności jest miłość do Boga, ludzi i człowieka. Każdy realizuje swoją wolność na swój sposób, rozumiany lub nierozumiany przez nas samych, akceptowany lub nieakceptowany przez innych. A nie ma powodu, byśmy nie akceptowali cudzej wolności. Bo wolność nie musi mieć sensu, nie musi prowadzić do prawdziwej miłości. Nic nie musi. Jedynie może. I nawet gdy ją odkryje, wciąż jesteśmy wolni. To my decydujemy, kiedy i jakim słowom chcemy zaufać.
Zastanawiałem się, czy staję się katolickim heretykiem (nie mylić z heterykiem) wierząc, że Bogu podoba się prawdziwa miłość bez względu na jedno- lub różnopłciowość par. Że śmiem uważać się za katolika, akceptując fizyczną i duchową jedność dwóch mężczyzn albo dwóch kobiet. Że sam tego pragnę. Że spowiednika jedynie o tym informuję, bo Bóg nie widzi w tym grzechu. Z każdym dniem wierzę w to coraz bardziej.
Cierpienie mojej Cioci dobiegło kresu. Wzbudzała we mnie i mojej Mamie różne emocje. No bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, pięknie niedoskonałymi. Ja, Mama, Ciocia. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że gdy zastanawiam się, kto w mojej najbliższej rodzinie najbardziej pozytywnie korzystał z życia, to zaraz po mojej Mamie, na myśl przychodzi mi właśnie ta Ciocia. Carpe diem mogłoby być Jej dewizą. A piszę to tak z szacunkiem, jak zazdrością. Optymizm i humor próbowała zachować nawet w ostatnich chwilach świadomości... R.I.P.
Wiem, że niejeden Mateusz ma/miał wspaniałą Mamę. W życiu bywa różnie, dlatego każdy z nas potrzebuje wsparcia, choćby czasem się potknął. Za takie wsparcie i przypominanie, czego chcę, dziękuję Ci, A. :*
Niedoskonale niewinny Człowiek uświadomił mi, że moja własna Mama też ceniła sobie Freddiego Mercury'ego jako artystę i chyba jako całego człowieka. Wiem, że Mama wiedziała również o tym, że Freddy był homoseksualny. I dopiero teraz czuję i wiem, że zrozumiałaby, zaakceptowałaby, gdybym był tylko powiedział... A może nie musiałem...
Potrzebowałem się wyrwać, odetchnąć. Nie było Cię tam. Samemu to nie ma sensu, to nie to samo. Rosną we mnie różne rzeczy, także świadomość i spostrzegawczość. Widziałem dwie ładne, młode kobiety, mokre od deszczu, na wrocławskim rynku, całujące się, pośród setek ludzi. Wyglądały wtedy co najmniej tak samo pięknie jak para gejów niedawno na peronie. Chyba nawet nikt poza mną tego nie dostrzegł. A jeśli One dostrzegły mnie, być może myślały, że mi stanął... ten obraz przed oczyma. Tak, i nic poza tym. Ale kobietom łatwiej... Bo dostrzeżeni mężczyźni na takie romantyczne gesty się nie odważyli. Ale i tak wszystko było takie naturalne, piękne.
Kolorowy ptak w sukience na platformie?!? :D oplułem się :) Kto wie, ten wie :* a resztę zapewniam, że to nie mój ptak :D
Być może niektórzy z Was we mnie i tym blogu, odkąd nieświadomie sam nazwałem życie, świat i dusze pięknymi, na swojej mapie świata w umysłach wyobrażacie sobie piękno. Z jakichś przyczyn nadajecie takie znaczenie moim słowom. Nie napiszę przecież, że się nie cieszę, gdy zostawiam po sobie coś więcej niż zapach perfum czy tembr głosu :) Nie myślcie jednak, że zawsze miałem i mam optymizm, radość, piękno, wrażliwość i empatię na twarzy i w sercu. Teraz po prostu jestem sobą, wreszcie chcę sobie czasem pozwalać na ten komfort. Ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak jest, bo różne są okoliczności. Jestem osobą zwyczajną, a nie szynką. Przecież zwyczajna też smakuje. Cokolwiek dostrzegacie i przypisujecie niezasłużenie na moją korzyść, i w sobie możecie odnaleźć, i w sobie szukajcie i odnajdujcie. Bo nie liczą się upadki, lecz to, że chcemy z nich powstawać. Że za którymś razem faktycznie nam się to udaje.
Amen, kazanie skończone :P
Niedługo codziennej rutynie dam kres i odetchnę na dłużej. I Wam dam blogowo odetchnąć od siebie na dłużej.
Coeur de Pirate (Béatrice Martin), Place de la République oraz Adieu z albumu Blonde (2011)
komp. Craig Armstrong (wyk. Paul Buchanan), Let's go out tonight
z albumu The Space Between Us (1998)
komp. Craig Armstrong (wyk. Paul Buchanan), Let's go out tonight
z albumu The Space Between Us (1998)
Sid Sriram, We All Try, 2011 (oryg. Frank Ocean)
[pożyczone, dziękuję raz jeszcze!]
Freddie Mercury, Montserrat Caballé, Barcelona z albumu o tej samej nazwie (1987)
[pożyczone, dziękuję raz jeszcze!]
Freddie Mercury, Montserrat Caballé, Barcelona z albumu o tej samej nazwie (1987)
Mumford & Sons, Nothing Is Written (ex Untitled), 2010
(później przearanżowane do I Will Wait z albumu Babel, 2012)
(później przearanżowane do I Will Wait z albumu Babel, 2012)
wiesz..wspaniałe to było kazanie....
OdpowiedzUsuń... ech, gdyby księża tak umieli mówić... :D
OdpowiedzUsuń...to nikt by do kościoła nie przychodził... bo ksiądz robiłby kazania w plenerze :)
UsuńZważywszy na to, że piszesz coraz rzadziej, zapowiedź o daniu nam oddechu od Twojego pisania brzmi jak kiepski żart. :-(
OdpowiedzUsuńRzadziej, ale nie mniej intensywnie :) Po prostu musicie mnie sobie racjonować i zostawiać trochę w zapasie na gorsze czasy ;) Heh, towar deficytowy ze mnie :P Żartuję :D
UsuńGdy do mnie Miłość przyszła tak nie do końca wyczekiwana, możliwe, że tak nawet jakby nieproszona - broniłam się słowami "Ja kocham swoją wolność, co z moją wolnością? Nie chce jej tracić i się jej wyrzekać". I usłyszałam w odpowiedzi - "Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego”. I umilkłam (kto mnie zna może się śmiać teraz z niedowierzaniem, ale tak było :P). Uwierzyłam i nie żałuję.
OdpowiedzUsuńWiesz, że życzę Ci jak najlepiej i wszystkiego co najlepsze, i takiej właśnie Miłości, bo wtedy żadnego kresu być nie może poza tym ostatecznym.
To ja juz nie bede sie wymadrzala, bo co by mozna jeszcze dopisac....nic...tylko podpisac sie pod tym co napisala Agata Zgutka.Wiec jesli moge to sie podpisuje i od siebie rowniez zycze szczescia...w kazdej dziedzinie zycia.
UsuńAgata, ależ oczywiście, że nasza wolność kończy się na cudzej wolności. Gdy spotykają się dwie wolności, mogą zyskać nową wolność w nowej jakości - miłość. Podziwiam Cię za to, że uwierzyłaś. Dzięki :)
UsuńMaga, no tak, jak zwykle wymądrzam się ja i nie zostawiam Pięknym Duszom pola do odpowiedzi ;) PS. Dzięki :)
Jasny gwint !!!!! Bloga przeczytalem - calego i troche zaluje, ze nie dane mi bylo na biezaco czytac i zamieszczac moje komentarze - jesli czas pozwoli - to zglebie lekture ponownie i wroce to pewnych postow, komentarzy.
OdpowiedzUsuńNawet ograniczajac sie do niniejszego postu mam refleksji pare:
1. Ciocia - odejscie kazdej bliskiej nam osoby napawa smutkiem. Jednak - jesli zyla pelnia zycia - to zapewne odeszla spelniona - a to jest w moim przekonaniu niezwykle wazne. Carpe Diem jako filozofia zyciowa jest dla mnie do przyjecia, ale z zastrzezeniem, o ktorym wspomniala w swoim komentarzu Agata: "Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego”. Czy to jest ogranicznik wolnosci? Wg mnie - nie jest.
2. Jesli dla kogos nie jest wolnosc drugiego czlowieka ogranicznikiem, staje sie dosc niebezpiecznie, najprawdopodobniej z krzywda tego drugiego czlowieka - a to dla mnie z kolei jest juz wystarczajaca podstawa, aby TAKIEJ wolnosci nie akceptowac.
3. W ktoryms tam poscie spytales Mateuszu, czy ogladamy i sluchamy to, co youtubowego zalaczasz - przyznam, ze nie sluchalem i nie ogladalem dotad - zapewne chcac sie bardziej skupic na slowie pisanym. A dzis zerknalem - w Nietykalnych - byc moze z powodu widoku tych gor i osob zawieszonych w przestworzach. No i chce napisac, ze jako efekt - mam zaklepane 2 bilety na dzisiejszy wieczor :)
4. Chcialbym takze napisac, ze mam nature dosc prostolinijna, moze nawet "cepowata" co sprawia, ze pewne metafory, niedomowienia, zakamuflowania i nadmierne filozofowanie w wypowiedziach odbieram negatywnie. To tak na marginesie wylacznie - bo musisz chyba przyznac Mateuszu, ze nawet w niniejszym poscie - Twoje mysli rozgaleziaja sie jak labirynt (szczegolnie - poprzez odnosniki zawarte w tresci posta - do innych postow), zachaczaja o najrozniejsze elementy, sa wielowatkowe, co sprawia, ze trudno tak kompleksowo sie do nich odniesc.
5. Chce takze zaznaczyc, ze jestem osoba niewierzaca, nie wyznajaca zadnej religii, a co za tym idzie - czasem trudno mi pojac dylematy z jakimi Ty sie zmagasz. Czy jestes heretykiem? W tej kwestii to w moim przekonaniu kazdy z katolikow jest heretykiem. A moze kazdy z wyznajacych jakakolwiek religie jest heretykiem, bo sadze, ze niesposob zyc w zgodnie z pelnia jakiejkolwiek religii. Odnosze jednakze wrazenie (moze dlatego, ze w moim otoczeniu sa glownie katolicy), ze akurat wyznawcy katolicyzmu sa wyjatkowo uzdolnieni jesli chodzi o wybiorcze stosowanie kanonow katolicyzmu - pod wlasne potrzeby.
6. Freddie - cenie go jako artyste, ale nie osmielilbym sie poddac Go jakiejkolwiek ocenie - jako czlowieka. Bo czyz moglym to okreslis na podstawie zaledwie wiedzy o Jego seksualnosci? To byloby zbytnim uproszczeniem.
7. Piekno znajduje wielu elemetach otaczajacej mnie rzeczywistosci, takze w elementach bardzo odleglych, takich, ktore na wlasne oczy nie dane mi bylo ogladac (moze kiedys), Takze w takich, ktore doswiadczam za pomoca zmyslu sluchu(Muzyka - to ta z MUZ, ktora najglebiej do mnie przemawia),ale najpiekniejsze piekno to to - ktore odkrywam w ludziach. Niekiedy mozna sie bolesnie rozczarowac (OJ MOZNA MOZNA MOZNA !!!!!!!!!!)ale i tak - WARTO.
Na razie - tyle. Pozdrawiam.
Ad. 0.
UsuńDroga do komentowania otwarta!
Ad. 1.
Piszę o śmierci i rodzinie, bo czasem potrzebuję zwrócić uwagę, że poza blogiem dzieją się różne rzeczy, które zaprzątają moje serce, umysł i czas.
Hmmm, chyba żyjąc pełnią życia, trudno odejść spełnionym zawsze pozostanie niedosyt... ale i to jest w tym wspaniałe, bo dzięki temu nawet gdy już będziemy chcieli odejść, dalej chcielibyśmy żyć...
Być może faktycznie w tym wpisie nie zaakcentowałem, że carpe diem, ale nie w skrajnej wersji. Po wielokroć wspominałem, że żyjemy wśród ludzi, dlatego wzajemny szacunek, tudzież wolność drugiego człowieka i jego szczęście/krzywda, powinny być tu granicą własnej wolności. Bo na tym polega wolność, by móc wszystko, ale chcieć i czynić tylko to, co warte nas samych. W tym sensie masz rację, że wolność innych nie jest granicą, lecz definicją samej wolności, tak ja bym to ujął.
Ad. 2.
Nie akceptujemy wolności krzywdzącej innych, obyśmy jednak nie zagalopowali się, sami krzywdząc innych i odmawiając im tej wolności. Medialnie dość popularny jest teraz schemat: "geje mi się narzucają swoim widokiem/obecnością, przekraczając granice mojej wolności". W tym miejscu tego wątku nie rozwijam, jedynie zaznaczę, że nie tak powinna być rozumiana wolność.
Ad. 3.
I jak Nietykalni? :) A włączyć muzykę, cóż, też polecam :)
Ad. 4.
Heh, wybacz mi metafory, niedomówienia, filozofowanie i labirynt :) Trudno wielowątkowy blog komentować, ale i życie jest wielowątkowe, czyż nie? :)
Ad. 5.
Wiesz, niemal całe życie unikałem zmierzenia się z innym dylematem, dlaczego Bóg pozwolił, bym był taki jaki jestem. W tym miejscu jako odpowiedź zostawię milczenie.
Czy ktokolwiek ma monopol na wiarę? W Boga wierzę, a nie w faryzeuszy. Owszem, niedoskonali ludzie, to wybiórczo stosują "kanony". Tylko że dużo ich dorobiono (ach, przepraszam: "wyczytano") przez lata. Podczas gdy najważniejsza jest miłość do Boga i do człowieka. Z nich wynika wszystko, jeśli ktoś naprawdę wierzy, a nie tylko udaje na zewnątrz.
Ad. 6.
Nieprecyzyjnie napisałem, to i źle odczytałeś, przepraszam :) Mama interesowała się historią i życiem Freddiegoo, w tym również wiedziała o orientacji, ale to nie było tak, że oceniała/ceniła Go tylko za to, że był gejem. Wręcz odwrotnie. Przez lata pokutowały we mnie podsłyszany Jej smutny komentarz, że "homoseksualiści mają ciężkie życie".
Ad. 7.
Dokładnie, warto, pomimo rozczarowań.
Dzięki za długi komentarz i zapraszam ponownie! :D
Mateusz - z tym odchodzeniem to nie takie proste i niejednoznaczne - jak to w zyciu - kazde odejssie inne. Ja bym chcial miec jednak mozliwosc odejscia, kiedy zycie juz stanie sie nieznosne - w sensie choroby zadreczajacej i nieuleczalnej - chcialbym wowczas moc sam zadecydowac o wlasnym losie, albo znac sie na moich bliskich.
Usuńp.2 - geje sie narzucaja? swoim widokiem? obecnoscia? Taka shematycznosc jest absurdem jakims - wg tego schematu to osoba brzydka powinna nie draznic swym widokiem innych.
p.3 CUUUUUUDNY film (i muzyka). Juz dawno nie widzialem filmu, ktory by tak mnie rozbawil i wzruszyl jednoczesnie.
p.4 - alez nie mam Ci co wybaczac - przeciez to Twoj blog i za nic tu nikogo nie musisz przepraszac !!!
5. wiara to temat dosc delikatny - nie potrafie sie do wielu spraw zwiazanych z wiara odniesc, choc nie unikam dyskusji - odnoszac sie zazwyczaj z szacunkiem do osoby, z ktora dyskutuje. Formalnie tez jestem katolikiem.
Napisalem, ze Zazwyczaj, bo pewne postawy zagorzalych katolikow - wlasnie odnoszace sie do drugiego czlowieka w tonie monopolu na moralnosc, wiare sa dla mnie nie do zaakceptowania.
Wiesz - mialem okazje obejrzec wspomnieny tu gdzies na blogu film Modlitwy za Benniego. Z przykroscia musze powiedziec, ze na poczatku filmu mnie niemal mdlido do wyrzygu, kiedy widzialem te mamuske i skostnialosc jej pogladow. W jakis sposob to cenne, ze dzis jest juz inna osoba, tylko (WAC MAC) jaka byla cena tej odmiany. No niestety - dla tego typu mentalnosci szasunku nie mam - raczej odbieram jako postacie zalosne.
Kiedy można się spodziewać kolejnego wpisu?
OdpowiedzUsuńCo Cię zainspirowało do porównania z kiełbasą?
Udanych wakacji :)
Po urlopie...
UsuńCzasem czuję się uginany pod presją, że jestem nieprzeciętny, niezwykły czy niezwyczajny właśnie, bo dużo takich słów padało w komentarzach. Stąd moje porównanie i odpowiedź: jestem przeciętny, zwykły, zwyczajny. Dokładnie tak jak kiełbasa zwyczajna ;)
Dziękuję :)
Ciekawe przemyślenia, porównania. ;)) Tak miłość jest wolnością. Miłość jest wszystkim we wszystkim przejawiona tu i teraz. Ot taka myśl mnie naszła.... ;))
OdpowiedzUsuńMariusz mnie ubawił tą cepowatą naturą hehe... :D :)) napewno tak nie jest.
Miłego urlopu i wracaj tutaj :)
Każdy z nas ma w sobie jakiegoś cepa, he he ;) ale też każdy może odnaleźć w sobie wewnętrzną harmonię, spokój i piękno...
UsuńDziękuję!! :)
Trochę jeszcze pociągnę wątek zasygnalizowany przez Mateusza N. Otóż z całą pewnością jesteś heretykiem, ponieważ sprzeciwiasz się nauczaniu Kościoła, którego nauki jesteś - mieniąc się katolikiem - zobowiązany przyjmować usłużnie i bez komentarza. Zdaniem Jana Pawła II - wyrażonym w encyklice Veritatis Splendor - twoje sumienie skażone jest niewiedzą i nie może samo decydować o tym, co jest dobre lub złe, tylko musi być "teonomicznie uczestniczące". Polega to z grubsza na tym, że sumienie powinno uczestniczyć w Prawdzie, do której dostęp ma Kościół i jego "urzędnicy", a nie Ty sam. Jeśli zatem papież lub biskup mówi "in vitro to zło", to katolikowi NIE WOLNO myśleć i sądzić inaczej. Jeśli jednak myśli i sądzi inaczej, powinien przestać mienić się katolikiem i powiedzieć: "Wierzę w boga, ale nie tego katolickiego". W kwestii homoseksualizmu Kościół formalnie jest akurat względnie "liberalny", bo za grzech uznaje wyłącznie czyny homoseksualne (ergo: wykorzystanie narządów prokreacyjnych w celach wyłącznie przyjemnościowych). Niestety, warunkiem dobrej spowiedzi jest żal za grzechy, a ja jeszcze nie spotkałem kogoś, kto by żałował seksu przeżytego z osobą, którą kocha ;) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuń"Katolikowi nie wolno myśleć i sądzić inaczej" --- uśmiałem się, wybacz :) W takim przypadku na świecie zamiast ponad miliarda byłoby tylko kilkanaście tysięcy katolików :)
UsuńPociągnijmy to dalej ;) Czy seks z kimś, kogo się naprawdę kocha, jest grzechem?
Ale co w tym jest śmiesznego? Jako katolik uznajesz dogmat o nieomylności papieża więc nie wolno Ci mieć w kwestiach wiary (a więc także sumienia i grzechu) innej opinii niż papież. Chyba że podważasz ten dogmat, ale wtedy nie pisz, że jesteś katolikiem. Sądzę, że gdyby katolicy przemyśleli to, w co wierzą i przeczytali to, pod czym się podpisują, nazywając siebie członkami Kościoła Katolickiego (np. papieskie encykliki czy choćby Katechizm KK), rzeczywiście zostałaby ich garstka na świecie. Odpowiedź na drugie pytanie jest jasna i oczywista: KKK mówi, że jeśli ten seks nie prowadzi do prokreacji, to jest grzechem (par. 2351: "Przyjemność seksualna jest moralnie nieuporządkowana, gdy szuka się jej dla niej samej w oderwaniu od nastawienia na prokreację i zjednoczenie"). Polecam w naszym - homoseksualnym - kontekście także lekturę par. 2359: "Osoby homoseksualne są wezwane do czystości". W istocie trudno zachować zdrowy rozsądek i podpisać się pod takimi stwierdzeniami, dlatego ze zdumieniem obserwuję moralne salta katolików próbujących się jakoś sensownie do tych bezsensów dopasować.
UsuńNo wlasnie - kazdy katolik musi miec swoj wlasny katolicyzm - bo w ten kanoniczno-katechyczny chyba niesposob sie wspisac jakiejkolwiek osobie. Osobiscia mam w dupie pitolenie o sexie sluzacym tylko do prokreacji (nawet nie bede sprawdzal dokladnych za KKK bo po cholere mi to). No i wlasnie czemu niby czyny homoseksualne mialyby byc beeee ???? Toz to jakies brednie interpretacyjne, z ktorymi chocby osoby takie jak autor niniejszego bloga maja problem. Tylko wiara to jedno, a instytucja kosciola z jego urzedasami, tudziez armia swietojebliwych wyznawcow - to juz calkiem inna sprawa.
UsuńPrzepraszam za slownictwo - no taki juz jestem.
"Pociągnijmy to dalej ;) Czy seks z kimś, kogo się naprawdę kocha, jest grzechem? " Mateusz - dla mnie odpowiedz jest oczywista !!!!!!
UsuńMariusza N. miało być, sorry:)
OdpowiedzUsuńJest pięknie, ale gdy autor bloga dozna spełnienia w akcie miłosnym, niemożliwe będzie pogodzenie tego z nauką Kościoła.
OdpowiedzUsuńWtedy jak każdy katolik, który zgrzeszył, Autor bloga dokona apostazji z Kościoła i przestanie się nazywać katolikiem ;>
UsuńRównież jestem osobą niewierzącą. I niestety widzę i obserwuję, że religia/wiara częściej złe przynosi, zamiast dobrego. Ile to człowiek czasem życia straci na umartwianiu się z powodu swojej "grzeszności". Ileż to jednak wytłumaczeń sobie wymyśli, byle tylko czuć się wiernym wierze. Trochę paradoksalne to wszystko niestety.
OdpowiedzUsuń"Człowiek jako twórca stał się niewolnikiem własnego tworu". Taka prawda.
Wiara to kwestia osobista. Jednakże kiedy widzę, że wiara/religia wkracza na grunt polityczny/społeczny itp., to wtedy niestety głos zabieram.
"Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka". A niestety wszelkie religie wolność nam bardzo ograniczają.
Moim zdaniem, chociaz sie niewiele znam na religii i nie czuje potrzeby zglebiania tematu:P KK idzie pod prad czasowi i ewolucji. Ja tez jestem formalna katoliczka, bo mnie ochrzczono, ot po prostu tak zeby bylo smieszniej. Kiedys ksiadz w czasie koledy w domu moich rodzicow powiedzial mi, ze "skoro to juz nie istnieje to powinnam sie wyspowiadac i wrocic do KK" Napisalam , bo nie mielismy slubu koscielnego, a wiec byl to zwiazek nie uznany przez KK. Na moje pytanie jak ja-matka mialabym pojsc do spowiedzi i powiedziec, ze SZCZERZE zaluje, ze zyje moj syn, bo przeciez podstawa spowiedzi, jest szczery zal za grzechy, a owocem grzechu byl (wtedy) roczny bobas. Jakos ksiadz nie mial odpowiedzi na to pytanie i stwierdzi, ze "milo sie rozmawia, ale juz czas na niego, bo ma jeszcze tyle innych rodzin do odwiedzenia". Do dzis smiac mi sie chce jak sobie przypomne tamta scene, bo to naprawde smieszne, ze 23-letnia dziewczyna, zostawila z opadnieta szczeka ksiedza, ktory mial byc pasterzem trzody. Wczesniej byl jeszcze ksiadz, ktory nie potrafil "odswiecic" mieszknia, ktore poswiecil tak z rozbiegu, a potem dopiero sie dopatrzyl, ze nie mamy slubu koscielnego.
OdpowiedzUsuńI zeby bylo jasne, nie oczekuje swietosci od ksiedza, dla mnie to zawod jak kazdy inny, ale tak jak oczekuje od policjanta znajomosci kodeksu karnego, tak od ksiedza oczekiwalam wiekszej wiedzy.
PS. Milo mi Cie tu widziec Mariuszu N. i milo wiedziec, ze przeczytales calego bloga, ja tez to kiedys zrobilam:)
Wchodząc na Twojego bloga zawsze wiem, że to, co napiszesz jest bardzo głęboko przemyślane (a w każdym razie sprawie takie wrażenie, jeśli udajesz, to świetnie Ci idzie :)), żartuję.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością podążam za tym, co piszesz i gratuluję umiejętności tworzenia słowami tak wyrazistych obrazów.
Prawie zobaczyłam, jak te dwie dziewczyny całujące się na rynku w deszczu :)
A na pewno poczułam, jaki to był wspaniały obraz.
Wierzę, że tolerancja w Polsce to kwestia czasu, w końcu w innych krajach się udało, więc u nas też to będzie możliwe :)
Dziś to na tyle, bo jeszcze się nie spakowałam, a tu długa droga przede mną! :)
pozdrowienia!