Nie dlatego, żeś niewart walki o Ciebie (przecież z Tobą i przeciwko Tobie walczyć nie chcę). Nie dlatego, że się poddałem. Nie dlatego, że nie ma dla mnie miejsca w Twoim życiu.
Pragnę Twojego szczęścia bardziej, niż Twojego pięknego ciała, bardziej nawet niż Cię niedoskonale kocham, chociażbyś mi niebezpodstawnie zarzucił, że nie wiem, co to znaczy. Jeśli źle się z mojego powodu czujesz, to usuwam się w cień. Wiedz, że nie byłeś moją zabawką, ani ja się taką nie czułem. No pewnie, że możesz i masz prawo do mnie nie czuć ani nie chcieć czuć niczego trwałego, to oczywiste. Co nie zmienia faktu, że wszystko, co czuję, jest prawdziwe, niezamierzone, ale chybione.
Tak, ostrzegałeś, że nie mam u Ciebie szans na związek, ale to było dopiero po tym, jak się zauroczyłem. Spotkaniem miałem się oduroczyć, a wszystko poszło w odwrotnym kierunku. Więc to i tak nie ma znaczenia, jaką mam przeszłość, ani że chciałem się z Tobą widywać, a nie czytywać. Że pokochałem w całości. Że pożądałem i nic w tym kierunku nie zrobiłem, bo nie mam szans, bo nie tylko tego chcę. Chciałem.
Czekałem. Nie żałuję. Dziękuję, że się pojawiłeś, że pozwoliłeś mi w tak wąskim, a jak wspaniałym zakresie, poznać swoje życie i siebie. Nie straciłem czasu. Dziękuję za ten czas, wirtualnie, realnie, w różnych miejscach. Dobry i fajny z Ciebie facet. Ja potrzebuję faceta z krwi i kości, ale nie ideału. Takiego pięknie niedoskonałego widziałem w Tobie. Zasługujesz na takiego, który da Ci szczęście, takiego Ci życzę.
Skoro miałem nie być partnerem, chciałem być tylko Twoim kolegą, ale póki Ciebie kocham, nie mogę. Przepraszam, że milczeniem pozwalałem Ci sądzić, że jest inaczej. Potrzebowałeś koleżeństwa, zapragnąłem więcej, zawiodłem na obu polach. Przepraszam za wszystko, co Ci we mnie nie odpowiada. Przepraszam za zbędne słowa. Przepraszam, że jestem kolejnym, który się w Tobie zakochał. Chciałbym, żebyśmy za kilka lat, spotkali się we czworo ze swoimi partnerami, oby wtedy był czas tylko na radość. Teraz jest czas na moje łzy. Bo przeznaczenie rozminęło się z życiem. Bywa. Ale nie chcę już płakać. Za dużo już łez nad Tobą (nie: przez Ciebie) wylałem.
I jeśli nie ma tu nic, co by Ciebie bardzo uraziło, to proszę: nie komentuj. Pozwól mi żyć obok, bo przecież Ciebie z serca wyrzucić jest trudno. Przez trzy miesiące mi się to nie udało, zobaczę (już ja sam, nie my), ile zajmie mi to teraz. Na pewno pozostaniesz w mojej pamięci.
Wybacz więc, że raz jeszcze odpowiadam Ci, na blogu, tym samym słowem, które usłyszałem jako pierwszy: żegnaj.