Przyjacielu,
Czyli mnie znalazłeś... Miałem wątpliwości, czy w ogóle mógłbyś mnie realnego odnaleźć w tym wirtualnym świecie. Przecież zakładam, że w pewnych osobistych, intymnych sprawach mimo wszystko mało o mnie wiesz (z resztą, zapewne i ja o Tobie). Szukałeś moich zapisków o diecie, ale znajdziesz tu inne. Niepotrzebnie wspomniałem o jakimś blogu. Przecież wiem, że jesteś dociekliwy. Teoretycznie nie znasz słów kluczowych ściągających wyszukiwarki na niniejszą stronę. Na wszelki wypadek wolę jednak napisać niniejszy list, może go nigdy nie znajdziesz, dla Ciebie tak byłoby wygodniej, ale gdybyś jednak jakimś cudem mnie znalazł, proszę przeczytaj ten wpis do końca. Piszę specjalnie do Ciebie. Jeśli nie znajdziesz, przynajmniej w ten sposób będzie mi w przyszłości łatwiej ustnie wyrazić to, co chcę żebyś ode mnie wiedział o mnie.
Już sam nie wiem, jak ja sam zareagowałbym, gdyby ktoś z realnego świata, nie znając pewnego szczegółu o mnie, jakimś zbiegiem okoliczności rozpoznał mnie tu na blogu. Dużo blogerów chce zawsze pozostać anonimowymi, unikając tym samym złośliwych komentarzy i uśmieszków w realu. Dzięki temu na blogu można pozwolić sobie na ujawnienie ciut więcej życia osobistego, choćby mówienie o nim na głos w świecie rzeczywistym było niemożliwe lub dyskomfortowe. Pomieszanie dwóch światów niesie dla nas zagrożenie, że nie będziemy prawidłowo zrozumiani. Widziałem już niejednego bloga skasowanego tylko z tej przyczyny, że świat realny upomniał się o siebie i wmieszał się brutalnie w świat wirtualny. Opisuję tutaj tylko moją drogę przez życie, bo pełnią tej drogi nie mogę się dzielić z moim najbliższym otoczeniem w realu. Droga jest prawdziwa, nie wstydzę się prawdy. Zaczynałem od autopsychoterapii, ale blog ewoluuje.
Widzisz (choć podobno nie zwracasz na to uwagi) i wiesz już, że bardzo schudłem i że paradoksalnie to mnie pytają w realu i wirtualu o to jak schudnąć. Jednakże Ty nie pytałeś mnie o przyczyny i motywację zewnętrznej przemiany fizycznej mojego ciała. Oczywiście, że to nie była prosta myśl: aaa, schudnę sobie. Tak też byłoby fajnie i wystarczająco, bo zaczynałem z dużą wagą. Ale to nie wszystko. Znasz mnie przecież. Bez głębszej filozofii się nie obędzie :) Przemiana zewnętrzna towarzyszy przyczynom i przemianie wewnętrznej i psychicznej. Tak długą i zarazem krótką drogę mojej przemiany możesz prześledzić na blogu, zaczynając od najstarszych po najnowsze wpisy. W sumie, skoro już w ogóle znalazłem się w tej niekomfortowej sytuacji, że możesz wyrywać moje wypowiedzi z kontekstu, prosiłbym Cię później o taką lekturę całego bloga. Skoro już tu jesteś, przynajmniej wiedz, co przeżywałem w środku, pomiędzy szczerym uśmiechem i śmiertelną powagą na mojej twarzy.
Na tyle, na ile mogę Ciebie znać, wydaje mi się, że co najmniej w pierwszej chwili nie spodoba Ci się gdy wyznam, że jestem gejem. Zawsze nim byłem, tylko długo sam tego nie rozumiałem i nie akceptowałem. Jakże bardzo się zmieniłem odkąd pierwszy raz oglądnąłem Tajemnicę Brokeback Mountain w lutym tego roku. Pogodziłem się z prawdą, że jestem homoseksualistą. Też mam prawo do szczęścia. To jest moje życie, które chcę przemierzać i wypełniać w towarzystwie bliskiej mi osoby. Lata lecą, a ja wciąż nikogo prawdziwie nie pokochałem do końca, tak duchowo i tak fizycznie zarazem. Zrozumiałem dlaczego. Wolę mężczyzn, ale spokojnie: tylko takich, którzy też wolą mężczyzn. Tak było odkąd pamiętam, nikt mnie nie pytał o zdanie ani zgodę. Tego nie da się zmienić, po prostu jest jak jest.
Nie wiem, co Tobie może wydawać się, jeśli ktoś jest gejem. Nie znam Twojego słownika, choć wielokrotnie nieświadomie negatywnie wypowiadałeś się o pedałach. Spoko, nie mam Ci tego za złe, skąd mogłeś wiedzieć. Chcę jednak teraz krótko sprostować, że homoseksualizm to nie jest wybór. To nie jest jakiś pogląd ani styl życia, które można zmienić. To nie jest choroba, w związku z czym nie da się tego (wy)leczyć. To nie jest pedofilia (nie ciągnie mnie do dzieci). To nie jest transwestytyzm (nie przebieram się w damskie ciuchy).
Jestem gejem, czyli facetem, który woli facetów, ale poza tym jestem taki jak wszyscy. Przecież mnie znasz. Cały czas mnie znałeś. Spotykamy się jak koledzy, rozmawiamy, czasem wspólnie spędzamy czas. Ty wiesz, gdzie pracuję, czym się interesuję, jaki jestem, jak mówię, jak się ubieram, jak się poruszam, co na bieżąco u mnie słychać. Niezbyt wyróżniam się z tłumu. Wiele razy sobie pomagaliśmy. Spędziliśmy razem (często w większym gronie) trochę czasu, mamy wiele wspólnych wspomnień. Ja cały czas jestem tą samą osobą, którą widzisz i słuchasz. Z tym tylko jednym małym szczegółem, który teraz poznajesz. Choć istotnym, to przecież jednak nie najważniejszym? Przecież to nie przesłania mojej osoby ani nie przekreśla mnie jako człowieka? Ani nie skreśla naszej kilkunastoletniej znajomości?
Pisząc te słowa niestety nie wiem, jak zareagujesz, jak to przyjmiesz. Wolałbym, byś to dosłownie usłyszał z moich ust. Próbowałem już kilka razy Ci powiedzieć, żebyś wiedział to ode mnie a nie z plotek, ale nie jest to dla mnie łatwe, a zawsze coś lub ktoś przeszkadza. Będę próbował znowu aż do skutku. Ten wpis piszę tylko na wypadek, gdybym sam zwlekał tak długo, a Ty byłbyś tak dobrym detektywem, że nie zdążę Ci sam powiedzieć twarzą w twarz.
Muszę się sam liczyć z tym, że nie będzie Ci łatwo to zaakceptować. Pamiętaj jednak, że masz we mnie nie tylko znajomego, nie tylko kolegę od czasów szkolnych, ale prawdziwego przyjaciela, takiego jak brata, którego ja nigdy nie miałem. Bez żadnych seksualnych podtekstów. Jesteś dobrym i interesującym Człowiekiem, ale moja orientacja seksualna niczego nie zmienia między nami, przynajmniej z mojej strony. Dalej jesteśmy kolegami. Chcę, by tak zostało i mam nadzieję, że z Twojej strony też tak to będzie wyglądało.
Przepraszam, że nie przyznałem się wcześniej. Że nigdy Ci nie powiedziałem całej prawdy o sobie. Sam miałem z tym kiedyś problem, dopiero teraz jestem gotowy, by o tym rozmawiać. Proszę, wybacz. Traktuję Ciebie jako przyjaciela, któremu mogę powiedzieć wszystko, który zrozumie wszystko. Któremu należy się zaufanie. Który o pewnych sprawach powinien wiedzieć ode mnie, a nie przypadkowo od osób trzecich.
Przepraszam, że nie przyznałem się wcześniej. Że nigdy Ci nie powiedziałem całej prawdy o sobie. Sam miałem z tym kiedyś problem, dopiero teraz jestem gotowy, by o tym rozmawiać. Proszę, wybacz. Traktuję Ciebie jako przyjaciela, któremu mogę powiedzieć wszystko, który zrozumie wszystko. Któremu należy się zaufanie. Który o pewnych sprawach powinien wiedzieć ode mnie, a nie przypadkowo od osób trzecich.
Noooo wieeeem, nie spodziewałeś się takiej sensacji. A może coś podejrzewałeś, kurczę, przecież nie wiem... Jeśli będziesz gotów o tym porozmawiać, wiesz, jak mnie znaleźć. Wiedz, że jestem człowiekiem wrażliwym, łatwo mnie zranić i skrzywdzić. Nie trzymam długo urazy, ale wyobraź sobie, że dla mnie to też nie było łatwe. Dla Ciebie to tylko kilka chwil poświęconych tu na blogu lub być może w rozmowie w realu. Dla mnie to całe życie. Proszę bądź i Ty jak dotąd byłeś, gdy chcę sobie to życie wreszcie ułożyć. Akuratnie dzisiaj mówiłeś o usamodzielnieniu się, o własnych wyborach w dorosłym życiu. Przecież ja też mam podobne marzenia, choć ciut inne, bo bez kobiety obok. Zawsze starałem się Ciebie po koleżeńsku wspierać, choć zapewne nie zawsze potrafię jak trzeba. Tym razem to ja potrzebuję Twojego wsparcia, Twojej akceptacji.
Na blogu zwykłem załączać jakąś muzykę powiązaną z wpisami. Wiem, że to nie Twoje klimaty, ale tak mi się samo nawinęło:
Na blogu zwykłem załączać jakąś muzykę powiązaną z wpisami. Wiem, że to nie Twoje klimaty, ale tak mi się samo nawinęło:
Norah Jones, Everybody Needs A Best Friend do filmu Ted, 2012
podobny list mógłbym napisać do swojej koleżanki z pracy, mam wrażenie, że znam ją na tyle długo, że powinienem powiedzieć jej prawdę o sobie, jednak nie chciałbym by znalazła mego bloga ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie zapraszam tutaj realnego otoczenia, ale wymsknęło mi się :) Nie sądzę, by ten mój Kolega to odnalazł, ale przezorny ubezpieczony :)
UsuńNie wiem czy powinnam sie wtracac.
OdpowiedzUsuńPrawdziwy przyjaciel nawet jesli nie zaakceptuje to zrozumie,jesli nie zrozumie to zaakceptuje.Bo prawdziwy przyjaciej poprostu JEST.
Ależ proszę, wtrącaj się :) Jakiś czas temu wycofałem z własnego słownika takie pojęcia jak "prawdziwy przyjaciel", a nawet rzadko teraz używam w ogóle słowa "przyjaciel". Liczę się z tym, że chciałbym być mieć przyjaciela i być przyjacielem, ale to wielkie słowo, któremu trudno sprostać. Nie przejmuję się więc wysoką poprzeczką.
UsuńCzy zrozumie i zaakceptuje, tego nie wiem, mam nadzieję, że bloga nie znajdzie, bo egoistycznie boję się, że to zmieni relacje między nami.
Pozdrawiam :)