2012-12-26

Dobra nowina

W życiu czekamy na różne rzeczy...

Na dzwonek na przerwę.
Sygnał reklamy w telewizji, żeby wyjść do ubikacji.
Uruchomienie systemu Windows.
Niedzielną mszę z kazaniem.
Znalezienie pracy, lepszą pracę, awans lub podwyżkę.
Mecz drużyny, której kibicujemy, mistrzostwa lub maraton.
Odpowiedź na nasze słowa.
Koncert.
Bezkarną ustawkę / bójkę z naruszeniem czynności ciała powyżej 7 dni.
Koniec sesji egzaminacyjnej.
Ukazanie się wyczekiwanej książki, płyty, filmu.
Aż druga strona wyzna lub odwzajemni miłość.
Ulubioną porę roku.
Odnalezienie przodka.
Wieczornego drinka.
Zaplanowaną podróż lub wizytę.
Uzdrowienie.
Wytrwanie bez grzechu.
Koniec świata.
Nowy wpis (nie)lubianego blogera.
Narodziny dziecka.
Natchnienie i ukończenie utworu.
Nieuchronną śmierć lub odejście nielubianej osoby.
Boże Narodzenie wyczekiwane w trakcie adwentu.
Szczęście.
Powrót / przyjazd ukochanego / ukochanej.
Zbawienie.
Zmianę w życiu / nadanie nowego sensu życia.
...

Jednych z nich się doczekujemy, na inne wciąż czekamy, niektóre w ogóle nie przyjdą. Wszystko to jest normalne, że pewne rzeczy przychodzą, jedne szybciej i łatwiej, drugie później i trudniej, a inne nie przychodzą w ogóle. Przyjścia niektórych nawet nie spodziewamy się, nie planujemy, bo wypatrujemy nie tam, gdzie trzeba, ale i tak nas dopada. Dokładnie tak, jak miało być. Nie później, ale i nie wcześniej.

Jaki sens ma oczekiwanie? Czy chwile niespełnionych nadziei i marzeń są niczym, jeśli obrany cel nie nadejdzie, nie osiągnie mety? A jeśli przeciwnie, spełni się, po cóż to całe wyczekiwanie?

Nie wiem, ale ufam, że wszystko ma swój czas i sens... Wiele jeszcze rzeczy nie pojmuję. Niby wielu rzeczy żałuję, których kiedyś nie było, a jak już mogły być, to że szybciej nie dostrzegłem. Ale z drugiej strony, inaczej coś mogłoby nie zaistnieć...

Czekając, zdajemy sobie sprawę z tego, co lub Kto jest najważniejsze/y w naszym życiu. A przynajmniej mamy tak długo taką możliwość obrania dobrej orientacji na życie, aż poczujemy, że to jest ten, ta, to... Czekając, możemy rozejrzeć, wsłuchać się dobrze wokół i w głąb siebie. Rozpoznać drogi, jakie do czegoś/kogoś prowadzą lub po czymś nastąpią. Czekając, możemy się umocnić lub zapragnąć czegoś/kogoś konkretnego. Dokonać właściwych wyborów, gdy nadejdzie czas.

Wielu chwilom wyczekiwania po drodze towarzyszy bezradność, niepewność, zwątpienie, lęk, zagubienie, apatia czy agresja. Czasem depresja i myśli / próby samobójcze. Bo ileż można dreptać w miejscu. Bo tylko obiecują, zwodzą, przesuwają terminy, wszystko się sypie i jest nie tak, jak być powinno. Bo wszyscy mają, każdy już osiągnął, wszystkim innym się udaje, tylko nie mi. Bo we mgle nie widać nadziei na przyszłość. Bo wydaje się nam, że nie mamy na coś wpływu.

Nie poddawajmy się. Sam(a) wiesz, że się opłaca. No i co z tego, że czasem nie wyjdzie, nie uda się. Wyjdzie coś innego, nie raz okaże się, że lepszego. A jak wyjdzie, to już zupełnie inna historia przecież. A nawet więcej historii, całe nowe życie. I dla nich, dla przyszłości z tym, co dobrego przyniesie życie, ten jeden człowiek i inni ludzie wokół, warto próbować...

Nie wiem, jakie oczekiwanie nosisz jakiś lub jakaś Ty. Być może kilka z tych słów trafią w samo sedno Twojej sytuacji. Być może nie.

Jaką postawę przyjmiesz w swoich oczekiwaniach?

Zaufaj Bogu, przeznaczeniu, sobie samemu (samej), swojej połówce lub swojemu połówkowi, Ludziom, naturze. Żyj dobrze. Otwórz się na to, co z tego zaufania dobrego płynie. Będzie dobrze, czas dobrych zmian się zaczął. Tylko pozwólmy im nadejść.


U(za)spokajając zaś (ciekawość) Czytelników... Ot, życie pozablogowe wzięło górę... I przecież tak być powinno. Nie oddałbym Go za żadne skarby, choćby milczenie tego bloga dudniło innym w oczach, choćby w tej chwili dzieliły nas setki minut i kilometrów, choćbym potem nie mógł się w pracy skupić i wyrobić, choćbym tęsknił tak mocno... Blog jest dla mnie sprawą wtórną, to oczywiste. Przeżyliśmy kilka zupełnie innych weekendów, podwójnie innych, a wciąż debiutujemy oraz biegniemy dalej przez życie, gdziekolwiek nas zaniesie... Wspólne chwile mogłyby (jak w piosence) znaczyć tak niewiele, prawie nic, ale sens niemówionych słów od dawna rozbudzał melodię na strunach [nie tylko] szyn... ♥♥


Dobrą nowinę przyniosły specjalne kościelne rekolekcje, w których wzięliśmy udział z innymi osobami LGBT, z którymi tym samym wszyscy wzajemnie mogliśmy się poznać. Jak wyznałem na spowiedzi, moje życie bez miłości nie miałoby sensu, bo kiedyś nie pozwalałem na to, by ktoś mnie kochał lub bym ja kogoś pokochał, a przecież wierzę, że Źródło każdej ludzkiej miłości jest Jedno. Podświadomie czuję, że brakowało mojej obecności pośród nas, tj. również takich Ludzi. Dobrze wiedzieć, że są ludzie, miejsca i czas, w którym można być sobą i nie wstydzić się ani wiary, ani miłości... Grupa jest otwarta dla innych osób, które jeszcze szukają sposobu, jak kochać Boga, czując homoseksualność oraz jak kochać swojego partnera, nie porzucając Boga.

Poza sprawami wiary i sumienia, moją uwagę zwróciły również potrzeba nietworzenia z nas getta, a zarazem zrozumienia nas i naszych duchowych potrzeb. No i niedostrzeganie przez wiele Osób, że poza tym, co nas odróżnia od większości ludzi, mamy o wiele bogatsze życia niż jeden niezbywalny puzzel (o czym nie raz pisałem na blogu), których Niektórzy nie widzą, jak tylko się dowiadują, z kim mają do czynienia. No i o tym, że wcale nie trzeba się narzucać i obnosić homoseksualizmem, bo Ludzie sami nam zadają (werbalnie i niewerbalnie) pytanie, kim jest ten chłopak lub dziewczyna, albo odwrotnie, dlaczego dziewczyny albo chłopaka nie ma... A potem nie rozmawiają z nami jak z Ludźmi i się dziwią odpowiedzi... Każdy jest inny i reaguje inaczej. Wzajemne lepsze poznanie umożliwia rozwianie nieporozumień...

W drodze powrotnej mówiłem, że emocje wpływają na prawidłowość komunikacji między ludźmi. Złe emocje/postawy (takie jak pogarda, gniew, nienawiść czy lęk/strach, często wykrzyczane) i wyrażające je słowa, powodują, że nie słyszymy tego, co ktoś chciał powiedzieć, podobnie ktoś nie mówi tego, co myśli. I odwrotnie, gdy to my mówimy, nas przeinaczają lub nie potrafimy się wysłowić. Dobre zaś emocje/postawy (takie jak szacunek, spokój, szczerość, altruizm, empatia czy zaufanie/nadzieja) oraz wyrażające je słowa, powodują, że wzajemnie rozumiemy się lepiej, bo chcemy słuchać i chcą nas słuchać, dzięki czemu możemy dobrze się wysłowić i być dobrze zrozumianymi. No ale to jest trudne, choć potrzebne.

Po rekolekcjach trochę zabolało, że Ktoś (w jakimś sensie dla mnie ważny) powiedział, że związki inne niż małżeństwo kobiety i mężczyzny naruszają sprawiedliwość i pokój.
Trzeba także uznać i promować naturalną strukturę małżeństwa, jako związku między mężczyzną a kobietą, wobec prób zrównania jej w obliczu prawa z radykalnie innymi formami związków, które w rzeczywistości szkodzą jej i przyczyniają się do jej destabilizacji, przesłaniając jej szczególny charakter i niezastąpioną rolę społeczną.
Zasady te nie są prawdami wiary ani jedynie pochodną prawa do wolności religijnej. Są one wpisane w samą naturę człowieka, możliwe do rozpoznania rozumem, a zatem wspólne dla całej ludzkości. Działalność Kościoła na rzecz ich promowania nie ma więc charakteru wyznaniowego, ale jest skierowana do wszystkich ludzi, niezależnie od ich przynależności religijnej. Działalność ta jest tym bardziej konieczna, im bardziej owe zasady są negowane lub błędnie rozumiane, ponieważ znieważa to prawdę o osobie ludzkiej, w poważny sposób rani sprawiedliwość i pokój.
Powtórzę, osoby LGBT nie mają alternatywy, a sugerowanie im czegoś niezgodnego z ich naturą (np. gejowi małżeństwa z kobietą) i podnoszenie wobec nich larum, jest co najmniej nieporozumieniem. Piszę to z perspektywy osoby heteroseksualnej, którą niby nie byłem, ale w jakimś sensie kiedyś takimi kategoriami myślałem, a mimo to, swoje wiedziałem.


Były rekolekcje, było i spotkanie wigilijne w innym, choć podobnym gronie i miejscu. Dzięki, że zostaliśmy tak otwarcie przyjęci.


Nie mam takich talentów jak Panów Dwóch, ani Pani, ale sprezentowane ozdoby są po prostu PIĘKNE (tak jak Wasze serca), dziękuję (także za coś dla ucha i pod ucho ;) ), niektóre sami widzieliście gdzieś indziej w sieci, jak się prezentują. A jak się talentu nie ma, to wpadłem na inne pomysły, NIE bądźcie proszę skrępowani :*


Poznałem też Kuzyna od tej strony, która pałęta się na tym blogu. Kiedyś zapewne przeczyta niniejsze słowa. Cóż, wszyscy tworzymy różne wspólnoty i społeczności. Rodzina jest jedną z nich, choćby więzi pokrewieństwa nie były najbliższe. Grupa wiernych, znajomych z pracy czy szkoły, albo pasjonatów wspólnego hobby, też takimi są. To chyba dobrze, że wśród jakichś Ludzi możemy siebie lepiej poznać, zaufać sobie, czasem wesprzeć i jeszcze czerpać z tego radość czy nową inspirację na życie.


Jak zawsze podkreślam, że poza blogiem była cała reszta życia, od tej trochę przytłaczającej w pracy, po Tą bardzo miłą już wspomnianą. Od politycznych sporów, końca świata, zimy, na urodzinach Jezusa (Świętach Bożego Narodzenia i wszystkim tym, co z nimi związane) kończąc... To, że o tym na blogu nie piszę, świadczy tylko o tym, że na pisanie o tym czasu nie mam... Proste.


PS. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielu Ludzi nie chcąc być gejem, trafia z wyszukiwarki na ten blog. Wspieram Was myślą i modlitwą, też tak miałem...


Na strunach szyn z musicalu Metro

35 komentarzy:

  1. oj Mateuszu, Mateuszu... a o czym od dawna rozmawialiśmy? że nie ma nic cenniejszego niż życie. tak... zgadzam si e z tym, że czasem było za dużo wirtualnego a za mało realnego świata. dlatego cieszę się zmianami i wiernie kibicuję, ale to - mam nadzieję - wiesz... kibicuję, bo Miłość jest wszystkim, co jest na tym świecie. kochamy Boga w stopniu, w jakim ją PRAKTYKUJEMY - twierdziła Teresa od Małego... i na koniec słowa średniowiecznego filozofa/teologa [*wybór zależny] kochaj i rób, co chcesz... ale kochaj! :) ściskam ciepło w ten piękny czas... ogarniam pamięcią i wirtualnymi uściskami... dziękuję raz jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochamy Boga ("bogujemy"), praktykując miłość z drugim człowiekiem... i ja dziękuję, co z resztą już wiesz.

      Usuń
  2. Wzruszyłeś mnie. Powtórzę raz jeszcze: trzymam za Was kciuki! Wierzę, że mimo kilometrów, które Was dzielą - uda się! Wierzę w Was.

    Koszuleczka leży idealnie. Dziękujemy za pamięć.
    xoxo,
    mr_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uspokój Vermisa, że rentgenu w oczach nie mam i żadnego wzrokiem nie obmierzałem... Dzięki.

      Usuń
  3. Pięknie napisane,na wszystko warto czekać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, może nie na wszystko, ale często to dobre wymaga cierpliwości... Thx

      Usuń
  4. I Ty byles u spowiedzi? Dał Tobie ksiądz rozgrzeszenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego miałby nie dać? Proszę nie przypisywać mi w myślach rzeczy, które nie miały miejsca, a odczytywać to przez pryzmat reszty bloga. Jeśli chcesz coś jeszcze wiedzieć, pytaj swobodnie.

      Usuń
  5. Były mi akurat w tej chwili potrzebne te słowa o oczekiwaniu.
    Dzięki :) dałeś mi trochę nadziei, może motywacji...

    Dbajcie o swoje szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt inny jak Ty sam jesteś tak skazany jak zmotywowany do oczekiwania szczęścia. Niech Twoim więzieniem w niecierpliwości będzie nadzieja... Dzięki.

      Usuń
  6. Tak czytam co się tu pisze...
    Jestem gejem, wierzę w Boga, ale od jakiegoś czasu nie chodzę do kościoła, po prostu nie mogę słuchać tego co księża tam wygadują i nie potrafię patrzeć spokojnie na to co dzieje się z dzisiejszym "kościołem"...ale mimo wszystko przez to, że wierzę w Boga nienawidzę siebie za to kim jestem....nie potrafię spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że się akceptuję...
    I w czym mi pomoże kościół czy jakakolwiek organizacja wspierająca homoseksualistów?? Myślę, że w niczym, bo nie raz już ktoś próbował mi pomagać w końcu polubić siebie itp....bezskutecznie...prędzej czy później każdy uciekał...więc jaki w tym sens??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy próbowałeś się modlić do Boga, aby pomógł Ci zaakceptować siebie? Może tak właśnie jest, że nie zawsze Kościół, wspólnoty, grupy czy po prostu ludzie są potrzebni do osiągnięcia własnej akceptacji. W moim przypadku tak właśnie było, że nie odegrały w tym procesie żadnej roli. Może zatem czasem, potrzeba czegoś więcej, czegoś zupełnie innego? Życzę Ci, aby się Tobie udało tego dokonać.

      Usuń
    2. Sens jest w cierpliwości twoje do pomagającego i pomagającego do ciebie. Feniks

      Usuń
    3. Pierwszy Anonimie: poruszyłeś dużo wątków. Każdy ma inną drogę i doświadczenia. Moja była i jest być może inna niż Twoja, ale poczytaj ten blog od jego początków, może jakaś jego niedoskonała część Cię natchnie, poruszy, zmotywuje, da punkt zaczepienia lub nadzieję. Po pierwsze, nie pozwól, by Ludzie Kościoła (duchowni) przesłaniali Tobie Boga. Pamiętaj, że to w Boga można wierzyć (a nie w zapewnienia Ludzi), to przed Bogiem będziesz się rozliczał u kresu życia (a nie przed gremium Ludzi). Po drugie, ludzie mylili się w tak wielu rzeczach, że doprawdy nie warto własnej akceptacji uzależniać od innych. Po trzecie, nie jesteś ideałem i nie musisz być na całym polu. Możesz pozwalać, by różne Twoje cechy inni (lub nawet Ty sam) traktowali i krytykowali negatywnie jako przywary, ale nie zapominaj, że jesteś i możesz być wartościowym Człowiekiem, dla i w oczach innych ludzi. Nie orientacja, nie wygląd, nie niedoskonałości, decydują o wymiarze Twojego człowieczeństwa... A orientacja, cóż, po prostu taki jesteś. Równie dobrze mógłbyś być łysy, mieć duży nos, krzywe zęby, piskliwie mówić, śmiesznie chodzić i uprawiać seks z kobietami, nie znajdując nigdy wybranki serca. Nie szufladkuj się sam, inni robią to codziennie za Ciebie, według przeróżnych kryteriów...

      Usuń
  7. Ech Mateusz, Mateusz. Czasem trudno mi zapewne bedzie wchodzic z Toba w polemike, probowac zrozumiec, a to ze wzgledu na roznice swiatopogladowe. Piszesz niekiedy jak kaznodzieja - ot taki sposob wypowiedzi przyjales, moze wynika to z Twojej mentalnosci, moze taka swoista maniere przyjales. Tak generalnie - to bardzo dobrze, ze prawdziwe zycie jest wazniejsze niz wirtualna rzeczywistosc, zle byloby gdyby blog byl dominujacy. Bardzo mnie zaciekawily te rekolekcje - przez KOGO sa prowadzone i jak sie maja do oficjalnego stanowiska Kosciola w kwestiach homoseksualizmu? W Komentarzach Anonimowy spytal czy dostales rozgrzeszenia, na co odpowiedziales, ze czemu mialbys nie dostac. Daleko mi do wscibstwa niezdrowego, tym niemniej - dla mnie milosc miedzy partnerami to rowniez pozadanie wzajemne - to rowniez sex, a w tym przypadku juz nie jestem w stanie zzakceptowac tego do Kosciol pitoli - ze sam homoseksualizm nie jest grzechem, ze grzeszne sa wylacznie "czyny" homoseksualne. I tu powstaje juz pytanie - po takim "CZYNIE" wobec braku "skruchy" i "checi poprawy" grzesznik dostapi rozgrzeszenia? Czy te kwestie sa objete wskazanymi przez Ciebie rekolekcjami? Jak sie to na powyzszych rekolekcjach prezentuje?
    Cholerka jasna - ja doskonale wiem, ze NORMALNE traktowanie gejow nie jest i w naszym i w innych spoleczenstwach standardem, co powoduje wsrod gejow jakze czesto postrzegania samego siebie, jak osoby "gorszej" (vide - poprzedni komentarz Anonimowego). I szlag nie trafia - bo czemuz niby seksualnosc kogokolwiek miala stanowic o jego wartosci. I szlag mnie trafial w czasie tych minionych Swiat - jakze szczegolnych nawet dla ateisty - wyroslego wszak w kulturze i tradycji odpowiedniej - kiedy to na dole ekranu telewizora mialem okazje czytac wypowiedzi panow ksiezy - tych z samej gory polskiej herarchii koscielnej - to sa wlasnie wypowiedzi nie pozwalajace mi tych ludzi szanowac. Bo za co ich szanowac?
    vermis, Mateusz i inni - czy mozna TAK kochac(homoseksulanie - takze z sexem homoseksualnym, stanowiacym czesc tej homoseksualnej milosci)i byc katolikiem, czlonkiem Kosciola? I nie czuc sie schizofrenikiem?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Mariusz, Mariusz... Rozbierasz mnie do naga jeszcze bardziej, niż sam się wcześniej zarumieniłem ze wstydu. Jeśli sam dopuściłem, by mi takie pytania zadawano, już nie pozwalam na to, powołując się na moją godność człowieka i tajemnicę spowiedzi. "Daleko" to już daleko przekroczyłeś. Odbijam Ciebie od granicy blog vs. prywatne realne życie. Nie gniewaj się, ale nie będziemy publicznie dyskutować o tym, co jeszcze było na spowiedzi ani kto mnie spowiadał. Kilka myśli przewodnich przekazałem, bo uznałem je za istotne dla Osób mi podobnych. Nic poza tym.

      Wszystkim nie dogodzę... Jedni wchodzą na mój blog, żeby się ze mnie pośmiać, drudzy wpadają by ulżyć swoim negatywnym emocjom, trzeci z ciekawości podpatrują losy w jakimś sensie początkującego geja wierzącego w Boga, kolejni szukają akceptacji, motywacji lub nadziei...

      Pierwszych i drugich szanuję, ale nie są mniej żałośni niż ja sam, też są Ludźmi; trzecim coraz mniej informacji serwuję, bo nie czuję takiej potrzeby i resztki prywatności zostawiam sobie; jedynie tych ostatnich w jakimś sensie mogę ukierunkować, w jakimś sensie im pomóc... Póki co w tym ostatnim próbuję odnaleźć sens dalszego blogowania. Tak sobie tłumaczę coś, co Ty nazwałeś kaznodziejstwem.

      Nie podoba mi się wmawianie, że świat jest albo czarny albo biały.

      "Sam słyszałem takie komentarze – niestety także od ludzi Kościoła. Smutna konstatacja: oto miejsce geja jest w darkroomie, a nie przy kratkach konfesjonału, nie przed Najświętszym Sakramentem, nie na Mszy Świętej; samotność lub wierność nie są dla niego" (cytat za http://gejkatolik.wordpress.com/2012/12/26/swiadectwo-sw-szczepan/ ).

      Nie oczekuj więc schizofrenii ani apostazji.

      Za co szanować polską hierarchię kościelną? Po pierwsze, to też Ludzie, już to mi wystarczy. Po drugie, wierzę, że Bóg pozwolił, by niektórzy wykonywali z Jego błogosławieństwem szczególne zadania, ale choćby nie wszyscy je zawsze i wszędzie dobrze wypełniali, to nie demonizujmy. Wspólnoty potrzebują przewodników i motywatorów. Czasami nie używają odpowiednich słów, czasami też błądzą, ale przez to mnie szlag nie trafia, choć zgadzam się z Tobą co do zależności między seksualnością a wartością człowieka.

      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
    2. zadałeś pytanie o oficjalne stanowisko... mimo mojego szacunku do organizacji Kościoła, nie zamierzam zaprzestać praktyk homoerotycznych... kocham swojego partnera. nie wierzę w nieomylność Kościoła. chcę wierzyć, że zmieni kiedyś stanowisko, że jeszcze tego doczekam... jeśli nie... zostaje wiara w miłosierdzie i rozliczanie z miłości na sądzie. a tej mi nie brakuje do mojego partnera - Unknowna! ponoć On jest miłością... więc z tego niech mnie rozlicza... jeśli nie... czeka mnie wieczność w otchłaniach... byle u boku ukochanego! tego bym nie odżałował...

      czy czuję się schizofrenikiem? nie... aczkolwiek odczuwam wewnętrzne rozdarcie zaszczepionymi ideami dobra i zła. niech mi tylko ktoś wyjaśni, czemu kochać drugiego faceta miałoby być złe? nie robimy sobie krzywdy, a tu - jak dla mnie - właśnie w krzywdzie drugiego jest granica pomiędzy tymi pojęciami... nie mi oceniać ani osądzać, ale wielu duchownych ma więcej za skórą, niż ja, który szanuję każdy przejaw godności ludzkiej, a jednak śpię co noc z facetem...

      Usuń
    3. Dokładnie....ja czuję się bardzo rozbity...wierzę w Boga, ale to co Kościół mówi i jak postrzega homoseksualistów powoduje, że boję się tego kim jestem i boję się tego, że przez swoje życie (mimo, że nikomu krzywdy nie robię) skażę się na wieczne potępienie...
      Jak Boskim wysłańcem i pomocnikiem może być osoba (ksiądz), która wykorzystuje seksualnie ministrantów albo ma dzieci, pójdzie do kolegi księdza i po "znajomości" dostanie rozgrzeszenie, a ja pójdę do spowiedzi powiem, że jestem gejem i ksiądz mnie wygna z kościoła....jaka to spowiedź?? Gdzie w tym wszystkim Bóg?? Po drugie, dlaczego mam wyznawać swoje "grzechy" komuś kto czasem ma więcej za kołnierzem niż ja...to hipokryzja...No i w końcu skąd ksiądz może wiedzieć czy Bóg akurat te grzechy mi wybaczy czy też nie...każdy człowiek jest inny, każdy gej jest inny, każdy ma inne życie...ja zostałem zgwałcony (był to mój pierwszy raz z mężczyzną)...całkowicie zmieniło to moje spojrzenie na świat, na mnie i na moje życie...próbowałem dwa razy odebrać sobie życie...i przepraszam ale gdzie w tym wszystkim jest Bóg?? Mam chodzić do kościoła i słuchać jak kolejny ksiądz nakłania wiernych do potępienia homoseksualizmu??
      Skoro Bóg jest wszędzie to nie muszę iść do księdza i co niedziele odmawiać tej samej regułki z pamięci i słuchać powtórnego czytania Pisma Świętego które co rusz zatacza koło i słyszymy te same Ewangelie....równie dobrze mogę usiąść w domu i sam pomodlić się swoimi słowami...
      Jednak wychowanie i dotychczasowe życie nie pozwala mi pokochać i szanować siebie...

      Usuń
    4. Vermis: są miejsca, ludzie i czas, gdy między Kościołem a LGBT nie ma sprzeczności.

      Anonimie (tylko z nazwy). Nie lękaj się Boga! Przez księdza potępiającego geja i wyganiającego Go z Kościoła NIE przemawia Bóg. Przemawia tylko niedoskonały człowiek, nauczony mówić to, co mówi. Żadnymi słowami ani czynami nie cofnę tych krzywd i słów, które Cię spotkały lub nie spotkały... Zgodzę się z tym, że jeżeli chodzenie do kościoła i słuchanie księży ma doprowadzać Cię do myśli samobójczych i nienawiści do kogokolwiek, to jednym z wyjść z sytuacji jest niechodzenie do kościoła w ogóle. Przynajmniej dopóki nie odnajdziesz takiego ziemskiego miejsca, konkretnego czasu i wspólnoty Ludzi, w których ponownie zobaczysz i poczujesz działanie Boga. Są tacy, widziałem takich, z resztą nawet wśród tych nienawidzących Ludzi potrafię odnaleźć zagubione i skrywane dobro, tyle że też się tam nie pcham no i rozumiem, jak często niełatwo jest to dobro wypatrzeć. Tyle tytułem wiary i religii (jakże zbyt często różne to bywają pojęcia, niestety).

      Szanuj i próbuj kochać siebie za zdolność do pozostawiania dobra wokół.

      Usuń
  8. Mateuszu, ja także bardzo chętnie dowiedziałbym się więcej o tych rekolekcjach. Nie z ciekawości, ale z chęci poznania i, być może, skorzystania.
    Może jakieś namiary, link.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mateusz - chyba się nie zrozumieliśmy. Gdzieżbym śmiał obdzierać kogokolwiek z jego intymnosci czy tajemnicy spowiedzi.
    No cos Ty!
    Więc i nie rozumiem czemu uznałeś Mateuszu moją wypowiedź za przekroczenie jakiejś granicy? Tylko teoretyzuję. I tak czysto teoretycznie - nie za bardzo rozumiem jakże szlachetny zamysł jakiejś kościelnej ekipy, która prowadzi rekolekcje dla homoseksualistów. Nie wiem po prostu jak można oderwać sexualność dorosłego człowieka od natualnej w moim odczuciu potrzeby zaspokajania potrzeb sexualnych - pojętych bardzo wzniośle - połączonych z miłością do drugiego człowieka, a nie wyłącznie pojętych hedonistycznie - jako zaspokojenie swoich chuci. No ale tego kościól jako instytucja przecież nie akceptuje. Nie akceptuje samych związków jednopłciowych. Wiec nie kumam jak to można pogodzić - jak mozna widzieć tylko wyrywkowo problemy i życie homoseksualistów - udawać, że moga żyć pełnią swego życia bez aktywności sexualnej. No jasne, że tak da się życ tylko - kogo niby obraża i komu przynosi jakiekolwiek zło spełnienie sexualne dwojga dorosłych ludzi. Z czogóż poza jakąś przedziwaczną doktryną miałaby wynikać ta grzeszność. O to pytałem - bo jak sadzę na takich rekolekcjach ten problem się także pojawia. No chyba, że i sami adresaci tych rekolekcji chowają głowy w piasek i unikają odpowiedzi. Tylko czy warto tak żyć? W imię czego? Jeśli pisałem o schizofrenii, to być może użyłem zbyt skrajnego terminu - tymbardziej, że to przecież termin medyczny - bardzo konkretny. Ale chodziło mi właśnie o takie swoiste rozdarcie, o którym napisał vermis.
    Co mialeś na myśli piszac, że oczekuję schizofrenii czy apostazji? Czemu mialbym oczekiwać. Po prostu uważam, że przy obowiązującej doktrynie koscioła w temacie "homoseksualizm" ludzie moga czuć się nieco schizofrenicznie. A co do apostazji - osobiścia mam ją w dupie - sam formalnie jestem katolikiem - wszak mnie ochrzczono i skomuniowano. Ale nie bede sobie głowy zawracał formalnym przechodzeniem procedury apostazji - szkoda mi życia na takie ceregiele.
    Sadzę także, ze każdy odwiedzający Twojego bloga czyni to z innych pobudek - dla mnie jest on ciekawy po prostu - nawet jesli nie ze wszystkim się zgadzam, nawet jeśli przyjmuję, że to tylko wirtualność.
    vermis - do rozliczania Ciebie z Twojej miłości do Unknowna nikt nie jest w moim przekonaniu upoważniony - co najwyżej sam Unknown, i co najwyżej - TEN NAJWYŻSZY (jeśli w Niego wierzycie.


    No to się napisalem he he.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariuszu, pytania były dość jednoznaczne, stąd miałem prawo wykrzyczeć, że zbyt blisko konfesjonału stoisz. Tylko tyle i aż tyle. Pytasz o seksualność. Oficjalne magisterium Kościoła dopuszcza ją tylko w małżeństwie, poza nim wszyscy powinniśmy być aseksualni w ascetycznym celibacie, nie kochając nikogo inaczej niż jak własnych rodziców czy rodzeństwo. A może to tylko niespełniony wzór cnót, a nie wszystkich drogi muszą weń prowadzić? A może nauki biologiczne i psychologiczne sugerują, że człowiek o orientacji innej niż aseksualizm w typowych okolicznościach życiowych nie jest w stanie prawidłowo (z punktu widzenia psychiki) funkcjonować z totalnym zaprzeczeniem tej części życia związanej z potrzebami ciała i serca (ducha)? A może Kościół też uczył się na przestrzeni wieków i dalej się uczy, że prócz autostrad, dróg szybkiego ruchu i zwykłych dróg krajowych, wojewódzkich, powiatowych i gminnych, istnieją jeszcze ścieżki, które również prowadzą do Boga? Wiara w Boga nie polega na regułkowo-formułkowym pojmowaniu nakazów i zakazów. Nawet setki razy dziennie wyklepany różaniec, jeśli tylko polega na pustych niezrozumiale bez namysłu wymawianych słowach, za którymi doprawdy nie przemawia ani nie idzie nic więcej, nie przyniesie nic prócz wypełnienia zalecenia Magisterium. Bo trzeba pamiętać, że te wszystkie nakazy i zakazy są po coś, a przy ich przestrzeganiu nie liczy się środek (narzędzie), tylko cel. Jeśli przestrzegając wszystkie widać, że nie osiągnie się celu, to czasami trzeba zaryzykować i szukać z latarką mniej popularnych dróg.

      Usuń
  10. jedynie miłość platoniczna pozostaje, ale czy o to nam chodzi ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy czujesz w sobie powołanie do miłości platonicznej? Czy jesteś przekonany(a), że to jest dobrym sposobem na spełnienie się w całym Twoim życiu?

      Usuń
  11. Oficjalnie stałam się fanką Twojego bloga. Jest świetny.


    Zapraszam do siebie http://yaoibyyume.blogspot.com/ - miłość męsko -męska.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mateuszu, życzę Ci, żeby życie pozablogowe było o wiele bogatsze od tego blogowego, co zresztą chyba już stało się faktem :))
    Uściskuję na Nowy Rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odściskam równie serdecznie. I trzymam w myślach pomyślność w zdrowiu Twoich Bliskich i Twoim własnym życiu xoxo.

      Usuń
  13. Jestem homoseksualistą. Wierzę w Boga i zdarza mi się modlić. Ale moja droga i droga kościoła idą w zupełnie innych kierunkach. Już dawno się z tym pogodziłem. Skoro Bóg istnieje i kocha wszystkich to kocha także i mnie. Nie wyrządzam nikomu żadnej krzywdy. Nie biję, nie kradnę, nie ubliżam nikomu. Kocham mężczyznę i z nim współżyję. Jestem szczęśliwy. Pod koniec życia moich uczynków nie będzie oceniał kościół czy ksiądz tylko Najwyższy. I to on zdecyduje czy moje życie przeżyłem właściwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wszystkim dodałbym tylko jedno: nie zapominaj współdzielić wiary z innymi Ludźmi, bo tak coś mi się wydaje, że wspólnota i więzi z nimi są częścią jakiegoś odgórnego zamysłu, człowiek nie jest powołany do celebrowania różnych aspektów życia w oderwaniu od innych.

      Usuń
    2. PS. Modlitwą nie jest tylko wypowiedzenie magicznej formułki. To także pierwej żywa rozmowa, naszymi własnymi słowami, tak jakbyśmy rozmawiali w myślach z żywym człowiekiem. W jakimś sensie, czyniąc to w realu (tzn. to jak traktujemy innych Ludzi), też Mu pokazujemy, jacy jesteśmy...

      Usuń
  14. Zapraszam na Bloga numer Dwa -

    http://tomasztwopost.blogspot.com/

    Proszę dodać się do Obserwatorów. Dziękuje. Pozdrawiam.
    Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam wszystkich i przepraszam za to co napisze ale tak czuje.
    I rzekł Bóg :Uczyńmy ludzi na obraz nasz,podobnych do nas,a niech władają rybami morza i ptactwem nieba, i domowymi zwierzętami,i wszelkimi płazami, pełzającymi po ziemi.
    I stworzył Bóg ludzi na obraz swój.
    Może nie powinnam się wtrącać ale jakoś samo tak wyszło, zwłaszcza bardzo mnie poruszyła wypowiedz Anonimowego.Ale uważam że skoro Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo to znaczy że tacy jak jesteśmy właśnie mamy być, nie powinniśmy przejmować się ludzmi którzy tego nie rozumieją bo krzywdzimy sami siebie.Ja jestem hetero (chyba) ale uważam że nieważne jakiej jesteśmy orientaciji, najważniejsze żebyśmy byli szczęśliwi i mogli uszczęśliwiać innych.Każdy powinien mieć szanse na szczęście i do tego powinniśmy dążyć.Uważam też że związki homoseksualne są duże mocniejsze, ponieważ nikt nie wycierpiał się tyle co właśnie ci ludzie w związkach homoseksualnych i chociaż dlatego należy się im szczęście.
    Mam nadzieję że nikogo nie uraziłam swoimi wywodami, ale jak tu trafiłam i jak przeczytałam tego bloga to zauważyłam że jest tu strasznie dużo cierpienia i jakoś samo tak wyszło.
    Pozdrawiam wszystkich, i mam nadzieje że będziecie przeć na przód, nie dajcie się zatrzymać a tym bardziej zawrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym cierpieniem doprawdy różnie bywa bez względu na orientację (Zielona Góra - Suwałki, wschód-zachód, homo-hetero itd. ;) ). Mądrze piszesz. Dzięki.

      Usuń
  16. Do Anonima: Nie znam cię a już cię lubię. W 100% zgodzę się z Mateuszem, to siebie musisz najpierw pokochać i zaakceptować, żeby żyć ze sobą i swoją wiarą w zgodzie. Nie jest to łatwe ale możliwe. Pozdrawiam i wierze.

    OdpowiedzUsuń