2019-08-04

Zaraza

Nic nie usprawiedliwia przemocy, pogardy, nienawiści, przyzwolenia i prowokowania na ich coraz głośniejsze okazywanie i odnawianie. Niepokoi i przeraża mnie, co czynią niektórzy – stosunkowo nieliczni w skali poszczególnych ludzkich zbiorowości, ale mimo wszystko znaczni, głośni i silni solidarnością – biskupi, księża i wierni wciąż mojego Kościoła, we wciąż moim Kraju.

Dziś zewnętrzna aura, zwykłość codzienności czy brak nudy, sprzyjają, by nie widzieć podobieństw do chwil poprzedzających 1789, 1846, 1915, 1917, 1933, 1937, 1938, 1939, 1940, 1941, 1943, 1944 czy 1994… Krew z rąk wielu Ludzi, którzy nie chcieli innych wielu Ludzi…

Czy jednak byłbym obiektywnie w stanie wykluczyć, że doprawdy nic teraz naprawdę nie przepowiada żadnej tragedii? Że po latach wspomnę: mogłem działać, przygotowywać albo uciekać? Być może inni mnie wspomną, nim straciłem życie. Możliwe, że nie będzie komu mnie wspominać, przez część mej natury zostanę wzgardzony i zapomniany…

Co jeśli życia nie tracić będzie samobójczo odrzucana przez społeczeństwo najsłabsza część mniejszości, lecz życie odbierane będzie dowolnym takim jak ja, przeciw którym tak nawołują niektórzy? Czy uspakajać należy racjonalne umysły, że dopóki to są tylko samobójstwa, to można odetchnąć z ulgą, bo czasy pogromów nie wrócą? Czy wśród moich znajomych, sąsiadów i rodziny są Ludzie, którzy mogliby zabić mnie i mojego Połówka? Czy byliby zdolni? Powstrzymają się od najprostszych lecz ostatecznych form pozbycia się mniejszości, której nie chcą zrozumieć, bo zaślepiają ich głupcy?

Zastanawiam się, czy nie powinienem spisać gdzieś jakichś słów na wypadek, gdyby zła wola złych Ludzi odebrała mi życie. W końcu, mogę nie zdążyć ich spisać, nie zdążyć zapobiec, nie być dość przygotowanym, nie uciec…

Czy to strach, czy wypada się bać, czy to przesada, czas pokaże… Póki co, poszukuję racjonalizacji i dowodów, że przesadzam…